Piraci z Karaibów i nie tylko ...
Z pAmIÄTnIkA nIeGrZeCzNeGo AnIoĹkA
Witam wszystkich. Ten temacik jest moim debiutem na forum, więc pozwolę sobie wystartować w miarę z hukiem.Historia jak łatwo zgadnąć to moje najukochańsze hobby, a najbardziej pasjonuje mnie wiek XVIII i XIX (ludzie mają różne zboczenia).
Ostatnio zdarzyło mi się przeczytać garść książek traktujących o Piractwie, dzięki czemu dowiedziałem się całkiem sporo, choć musze przyznać, że odczuwam pewien niedosyt. Właśnie to natchnęło mnie to do skrobnięcia niniejszego postu.
Gorąco zachęcam do dyskusji, jak macie coś ciekawego do powiedzenia tudzież jakieś pytania, nie krępujcie się. Zdaje się, że od tego jest to forum …
Od razu (przy okazji), chcę raz na zawsze rozwiać wszelkie wątpliwości na temat nazewnictwa.
Pojęcie pirat jest na tyle proste, że nie muszę go nikomu tłumaczyć. Niestety spotkałem się (i to nie raz) z błędami, co do pojęć bukanier, kaper i korsarz. Zarówno kaper i korsarz byli piratami działającymi pod patronatem jakiegoś kraju. Jednak słowo kaper odnosi się do pirata działającego w Indiach Zachodnich, słowo korsarz odnosi się natomiast do morskich rozbójników pływających na zlecenia jakiegoś kraju po Morzu Śródziemnym (głównie do „saracenów” napadających na statki chrześcijańskie).
Słowo bukanier było terminem, jakim nazywano myśliwym polującym na zdziczałe bydło na Hispanioli (dziś Haiti) później używano go do określenia piratów i kaprów działających w Indiach Zachodnich.
Teraz na zachętę pozwolę sobie przybliżyć wam (w miarę skromnych możliwości) kilku największych morskich rozbójników. Pozwolę sobie zacząć od …
Jean Fleury
Może i ten Francuz służący swojemu królowi Franciszkowi I jako korsarz nie może się pochwalić taką sławą jak jego następcy, jednak ośmielę się stwierdzić, że to od niego się to wszystko zaczęło, dlatego moją galerię sław zaczynam właśnie od niego.
Mamy rok narodzenia pańskiego 1519 Cortez ląduje na ziemi Meksykańskiej. Władca Azteków nie wie jeszcze, co się święci i próbuje prezentem skłonić Corteza do zostawienia jego kraju w spokoju. Nic bardziej mylnego, efekt był wprost przeciwny. Trudno się dziwić gdyż prezent Montezumy składał się z:
-dwóch kołnierzy wykonanych ze złota i drogich kamieni, 100 uncji złotych samorodków (28,35 kg) które Cortez otrzymał w hełmie który ofiarował Montezumie,
- dwa ptaki z zielonych piór z nogami,
-oczami ze złota,
-złote zwierzątka przypominające węże,
- wielkiego aligatora ze złotą głową,
-dwa ptaki z piórami nogami i końcami dziobów ze złota- stojące na dwóch złotych trzcinach, wyrastających z kul, jednej białej drugiej żółtej wyszywanych złotymi nićmi,
-złote koło wielkości koła u wozu wyobrażające słońce, bogato rzeźbione w motywy roślinne i zwierzęce, o obwodzie na 30 dłoni
-koło ze srebra również wielkości koła od wozu
-skrzynia ze skóry naszywanej barwnymi piórami z wieeelki, złotym naczyniem ważącym około 70 uncji (19,64 kg)
-wachlarz z różnych piór, mający 10 do 13 złotych prętów
-16 tarczy okrytych złotą blachą
-Poza tym hełmy, pancerze pokryte złotymi blachami i ornamentami, złote bransolety i sandały, kity z ptasich piór przetykane złotymi i srebrnymi nićmi, ozdobione perłami i drogimi kamieniami…
Zanim zapytacie, Tak Hiszpanie potem to wszystko przetopili na sztaby. No coments ….
Dlaczego ja to wszystko wymieniam? Ano, dlatego, żeby uzmysłowić wam jak wielkie bogactwa Hiszpanie wywozili z Meksyku. Teraz wysilcie wyobraźnię i weźcie poprawkę na to że to był dopiero początek. Ot parę świecidełek, które miało skłonić tego brodatego przybysza do pójścia sobie precz …
Teraz przenosimy się do roku 1522 Cortez postanowił wysłać 1/5 skarbów (wymyślcie leprze słowo, to was „ozłocę”) zdobytych na Aztekach, należną jego sponsorowi generalnemu, czyli jego katolickiej wysokości Karolowi V królowi Hiszpanii. Załadował królewską dolę na 3 karawele i odesłał do Hiszpanii. Trzeba wiedzieć, że o bogactwach nowego świata nikt jeszcze w europie nie wiedział (trudno się dziwić, że Hiszpanie trzymali to w tajemnicy), więc Hiszpanie nie spodziewali się napotkać kogoś po drodze. Traf jednak chciał, że gdy te 3 stateczki pod dowództwem kapitana Quinonesa okrążały Azory nadziały się na korsarską flotę Jeana Fleury’ego
Po krótkim boju i zdobyciu 2 z 3 statków Francuzi zeszli do ładowni żeby sprawdzić co im wpadło w rączki. No i wpadło: ok. 150 000 dukatów, 3 wielkie skrzynie wypełnione sztabami złota, 272 kg pereł (!), worki ze złotym pyłem, topazami i szmaragdami, maski, pierścienie, hełmy, pancerze, bransolety wszystkie ze złota oraz płaszcze z kolorowych piór. Korsarz musiał oczywiście oddać należną część swojemu (jak zawsze potrzebującemu pieniędzy) zachwyconemu królowi. Wieść o zdobytym skarbie rozeszła się lotem błyskawicy po całej europie. Awanturnicy wszelkich nacji żadni złota, walki, złota, sławy, złota, przygód, złota, zaszczytów i jeszcze więcej złota ruszyli Do Indii zachodnich by pod patronatem Francji, której król zaczął masowo wystawiać glejty kaperskie każdemu, kto chciał łupić Hiszpańskie statki wiozące bogactwa ameryki z nowego do starego świata.
Tak oto skończyło się hiszpańskie „Mare Nostrum” (łac. Nasze morze). Statki Hiszpanów do i tak już długiej listy problemów jak huragany, rafy, podwodne skały płycizny, tubylcy musieli doliczyć „wilków morskich”, pływających pod angielską francuską, holenderską, duńską czy też wprost pod czarną, piracką banderą…
Francis Drake
Dla jednych (dla Anglików) bohater narodowy, któremu powinno się stawiać posągi, dla drugich (Hiszpanów) przeklęty nikczemny łotr i korsarz, którego powinno się powiesić (po uprzednim pokazaniu mu jak bardzo boli obdzieranie żywcem ze skóry).
Urodził się w rodzinie żeglarzy i farmerów z Devon. Był najstarszym synem (z 12) fanatycznego protestanta i pierwsze lata życia mieszkał we … wraku statku. Mając 12 wiosen został chłopcem okrętowym. Swoją karierę zaczął pływając ze swoim kuzynem Jimem Hawkinsem (nie mylić z bohaterem „Wyspy Skarbów”). To właśnie Hawkins nauczył Drake’a rzemiosła żeglarskiego. Hawkins był jednym z pierwszych Anglików, którzy rzucili wyzwanie dominacji Hiszpanów w Nowym Świecie w krótkim czasie stał się bogatym i szanowanym cłowiekiem dzięki bogactwom, jakie zdobył w nowym świecie, bardziej jednak dzięki sukcesom w handlu jak na piractwie. Rady, które dawał swoim podwładnym, zostałyby wzgardliwie wyśmiane przez załogę prawdziwego statku pirackiego: „Niechaj każdy człowiek codziennie służy Bogu, kocha bliźniego, szanuje swe wiktuały, wystrzega się ognia i przebywa w dobrej kompanii”.
Pierwsza wyprawa Hawkinsa rozpoczęła się w 1562 roku, kiedy wypłynął z Plymouth do Gwinei w Afryce, gdzie załadował swoje 3 statki czarnymi niewolnikami, których z wielkim zyskiem udało się sprzedać na Hispanioli. Sukces, jakim zakończyła się ta wyprawa pozwolił mu zyskać poparcie wyższych sfer dla następnej podróży. Jej wysokość królowa Elżbieta dałą mu upoważnienie na użycie 700-tonowego okrętu wojennego „Jesus of Lubeck” jako okrętu flagowego, a wielu bogatych kupców zainwestowało w wyprawę swoje pieniądze.
Druga wyprawa rozpoczęła się w październiku 1564 roku. Po serii rajdów na afrykańskim wybrzeżu udało mu się uzyskać około 400 niewolników. Jednak, kiedy Hawkins dopłynął do Ameryki Południowej, przekonał się, że władze Hiszpańskie ostrzegły wszystkich swoich podwładnych w swoich posiadłościach przed handlem z nim. Hawkins nie zniechęcił się tym jednak i żeglował od portu do portu i dzięki pokazom siły (nic tak nie pomaga w negocjacjach jak 700-tonowy okręt wojenny za plecami), połaczonym z targowaniem się, w końcu opchnął swój ludzki ładunek podobnie jak i mąkę, wino, materiały i len, w zamian za perły złoto i srebro. Kiedy wrócił do ojczyzny we wrześniu 1565 roku okazało się żę wkłąd inwestorów około 7000 zwrócił się i zysk był w okolicach 60%. Hawkins udowodnił, że Hiszpania nie ma już monopolu na handel z Aneryką. Ambasador Hiszpanii w londynie był oburzony, a gdy dowiedział się o planowanej trzeciej wyprawie wysłął ponaglające listy do swojego króla.
Trzecia wyprawa ruszyła w październiku 1567 wtedy Hawkinsowi toważyszył mu jego młody kuzyn Drake, który przejął dowództwo jednego z okrętów. Kiedy po wielu trudnościach udało im się dopłynąć i żywym ładunkiem do Indii Zachodnich okazało się że król Hiszpański osobiście wydał rozkaz zakazujący podejmowania Handlu z Anglikami. Hawkins musial ponownie posłużyć się kombinacją siły i targowania się żeby sprzedać swój ładunek, lecz z powodu sztromu w ztoce meksykańskiej musiał się schronić w San Juan de Ulua, porcie skarbów Vera Cruz. Natychmiast spostrzegł fort wyglądający na nadbrzeże. Następnego dnia Hiszpańska flota przewożąca kosztowności przybyła w asyście dwóch okrętów wojennych, a Hawkins przekonał się, że negocjuje nie z miejscowymi notablami, ale z samym świerzo mianowanym wicekrólem nowej Hiszpanii.
W środku negocjacji i bez ostrzeżenia hiszpański wicekról rozkazał swoim ludziom zaatakować Anglików i doszło do bitwy. Hawkins i Drake mieli szczęście, że uszli z życiem. Podróż do angli przeszła bez niespodziewanych wypadków jednak Hawkins przeżył koszmar do angli powrócił z zaledwie 15 ludźmi. Poważne niedobory wody i żywości spowodowały żę stu ludzi z załogi Hawkinsa wybłagało, aby ich wysadził na brzegu meksyku. Wielu z nich zmarło z chorób i głodu, lecz pewna liczba poddała się Hiszpanom. Dwóch stracono a reszcie wymierzono po dwieście batów i skazano na 8 lat na galerach.
Bitwa pod San Juan de Ulua pokazały Hawkinsowi i jego rodakom, ze pokojowy Handel z Hiszpanami w Indiach zachodnich nie jest już możliwy. Drake nigdy nie zapomniał zdrady Hiszpańskiego wicekróla i odtąd poświęcił się wojnie plądrowaniu przeciwko Hiszpanii.
Miasto Nombre de Dios - jedno z miast, do których 2 razy do roku zawijała flota Hiszpańskich galeonów, która przywoziła z europy mieszkańcom niezbędne im do przeżycia towary, których nie mogli sami wytworzyć i osadników. Przyjmowała w zamian ładunki złota i srebra, które wydobyto w kopalniach w Peru i Boliwii. W roku 1571 w tym właśnie mieście przebrany za hiszpańskiego kupca Francis Drake przeprowadził swój rekonesans. Znalazł leżącą w pobliżu ukrytą zatokę, w której mógłby urządzić przystań dla swoich statków, przeprowadził inspekcję nabrzeża, zapamiętał lokalizację królewskiego skarbca, porozumiał się ze zbiegłymi czarnymi niewolnikami ukrywającymi się przed Hiszpanami w dżungli gotowymi zemścić się na swoich dawnych panach.
W lipcu 1572 powrócił do Nombre de Dios z dwoma małymi statkami „Pasco” i „Swan” z 73 ludźmi na pokładzie, którym marzyło się hiszpańskie złoto. Zakotwiczył swoje statki za przylądkiem na wschód od miasta i nocą wyruszył ze swoimi ludźmi by zająć baterię nadbrzeżną składającą się z 6 dział. Jak się okazało bronił jej jeden zaspany wartownik (niestety historia nie odnotowała jego reakcji na gości ). PO unieszkodliwieniu dział Drake podzielił ludzi na dwie grupy. Jedną prowadził on a drugą jego brat John. Johny miał prowadzić dywersję na zachodnim krańcu miasta, podczas gdy Drake miał wkroczyć do miasta przy dźwiękach trąb i bębnów z wywieszoną flagą świętego Jerzego. Zgodnie z planem Drake’a cale miasto wpadło w panikę, bo wyglądało na to, że są atakowani przez ogromne siły. Mimo to w całym tym chaosie oddział Drake’a napotkali opór małej grópki Hiszpańskich żołnierzy. Otworzyli oni ogień do Anglików. Na ziemię padł martwy trębacz, a sam Drake został raniony w udo. Nie zrobiło to na nim jednak wrażenia i ignorując ból, z cieknącą raną nogi, dalej prowadził swoich ludzi w kierunku skarbca. Wtedy jednak fortuna odwróciła się od angoli, bo zaczęła się burza z piorunami. Ulice zostały zalane i musieli schronić się przed deszczem. Kiedy ulewa ustała wielu ludzi Drake’a stwierdziło że nie mogą dalej walczyć, gdyż proch i cięciwy w ich łukach (przypominam, że mamy rok 1572) przemokły. Niektórzy chcieli się wycofać, lecz wtedy Drake zakrzyknął „Doprowadziłem was do skarbca świata. Jeśli odejdziecie bez niego, nie będziecie mogli obwiniać nikogo z wyjątkiem samych siebie”. Jak się okazało przeliczył się gdyż „skarbiec świata” był pusty. Ostatnia flota ze skarbami odpłynęła zaledwie półtora miesiąca wcześniej, a następna część skarbów miała dotrzeć mniej więcej na przyjazd następnej floty galeonów, czyli za pół roku… Drake wycieńczony utratą krwi zasłabł i trzeba było go nieść z powrotem do szalup. Atak okazał się klęską.
Przeciętny człowiek porzuciłby całe przedsięwzięcie i wróciłby w nie-sławie do domu. Na szczęście (dla Anglików, bo Hiszpanie byliby pewnie innego zdania ) Drake był nieprzeciętną jednostką o niezwykłym nieposkromionym charakterze. Zdecydował się zaczekać na następną flotę i dobrze się przygotować. Kiedy wyzdrowiał zaczął urządzać rajdy wokół wybrzeża i udał się wgłąb lądu z grupą tubylczych przewodników. Przebrnęli przez bagna i dżunglę, aż dotarli do miasta Panamy. Tam dostrzegli statki przybywające ze skarbami z Peru. Grzecznie poczekali aż ładunek zostanie wyładowany ze statku i załadowany na muły, poczym zastawił na nie płapkę wzdłuż szlaku, którym miały iść muły. Jednak jak zwykle wszystko musiał spaprać jeden idiota, który się upił i przedwcześnie zaatakował idące na czele karawany muły obładowane bezwartościowymi przedmiotami co ostrzegło resztę karawany. Całe 5 miesięcy czekania poszło na marne.
Jak zwykle Drake się nie poddał i w marcu 1573 napadł na miasto Venta Cruces gdzie nareszcie uśmiechnęło się do niego szczęście. Napotkał francuzów dowodzonych przez kapitana Le Testu, kapra z Hawru. Dowiedział się od niego, że trzy karawany złożone ze 190 mułów podążają w stronę Nombre de Dios. W zaroślach około 20 mil od miasta połączone siły Anglików Francuzów i czarnych rzuciły się na karawane. Okazało się że każdy muł był obciążony 300 funtami srebra. Drake nareszcie dostał swój skarb i mógł powrócić do Anglii. Cała wyprawa zdobyła około 15 ton sztab srebra (!) i około 100 000 funtów w złotych monetach.
Dzięki wyprawie do Nombre de Dios, stał się w Anglii sławnym człowiekiem, co pozwoliło mu zebrać fundusze i sponsorów na następną wyprawę, która jak później się okazało uczyniła go nieśmiertelnym. Zimowego dnia 13 grudnia 1577 wyruszył z Plymouth na czele eskadry 5 statków w kierunku ameryki południowej. We wrześniu 1578 przebył Cieśninę Magellana; po drodze stracił 3 z 5 statków, a czwarty podczas sztormu stracił kontakt z Drake’em i wrócił do Anglii. Darake został z jednym swoim okrętem flagowym „Golden Hind” („Złota Łania”).Jak zwykle nie zraziło to naszego bohatera. Popłynął dalej wzdłuż wybrzeża Chile i plądrował każdą osadę i statek, jaki mu się nawinął pod lufy armat. Nieopodal portu Valparaiso zdobył Hiszpański okręt, na którego ładunek składało się 8000 funtów w złocie i 1770 dzbanów wina (pewnie urządzili sobie po tym niezła popijawę). Poza tym 4000 dukatów w srebrze, skrzynia złota w sztabach i złoty krucyfiks inkrustowany szmaragdami. Następnie 1 marca 1579 roku przechwycił statek-skarbiec „Nuestra Senora de la Conception”, który płynął sobie do z Limy do Panamy. Był tak ciężko uzbrojony, że przezywano go „Cacafuego”, co większość tłumaczy jako „plujący ogniem”, jednak w istocie znaczy „srający ogniem”.
Drake dla tego, kto zauważy ten okręt wyznaczył nagrodę – złoty łańcuch. Zdobył ją jego bratanek John siedzący na bocianim gnieździe, więc moożna powiedzieć ze wszystko zostało w rodzinie. Drake postanowił posłużyć się fortelem, który pozwalał udawać im powolny nieszkodliwy stateczek handlowy. Kazał załodze czekac na stanowiskach bojowych i kazał postawić wszystkie żagle, lecz zmniejszył prędkość, holując za sobą na sznurze materace ciężkie garnki. Kapitan „Cacafuego” San Juan de Anton nabrał się i jak to było w ówczesnym zwyczaju podpłynął na odległość pozwalającą nawiązać im kontakt głosowy (dziś od tego mamy radia) i zarządał padania nazwy i portu docelowego statku Drake’a. Drake odparł na to „Zrzućcie żagle albo poślemy was na dno”. Kapitan Anton jak łatwo się domyślić trochę się zdziwił i naturalnie odmówił, po czym kazał Anglikowi udać się na jego okręt i poddać. W tym momencie odezwała się angielska trąbka i „z nikąd” nagle pojawił się rząd uzbrojonych ludzi Drake’a. Padła pierwsza salwa z okrętu Anglików, która zwaliła grotmaszt „Cacafuego”, po czym grad kul i strzał pozwolił na abordaż hiszpańskiego okrętu. Hiszpański kapitan został wzięty w niewolę i poddał okręt. Jak się okazało okręt był pełen kosztowności: dużych ilości kamieni szlachetnych, 13 kufrów rojali, 80 funtów złota i 26 ton srebra nie wybitego w monety. Cały ładunek został wyceniony wcześniej przez Hiszpanów na 762 000 pesos. Dziś byłoby to grubo ponad 12 000 000 funtów szterlingów (!). Samo przeliczanie jednego z największych łupów w historii trwało blisko sześć dni (dla porównania podobno świat został zrobiony w sześć dni). Po przeliczeniu zdobyczy Drake zaprosił na swój pokład kapitana de Antona oprowadzil go po swoim okręcie i pokazał list kaperski od od jego królowej oraz mapy jakie wykonał wraz ze swoimi oficerami co było znakiem dla Hiszpanów że Pacyfik od teraz również nie będzie dla Hiszpanów bezpieczny. Na do widzenia wyprawił ładny bankiet i rozdał podarunki kapitanowi, „Cacafuego” i jego ludziom. Jak łatwo się domyślić hojny gest Darke’a względem Antona nie złagodził gniewu Hiszpanów. Całe zachodnie wybrzeże ameryki zaroiło się od okrętów Hiszpańskich szukających okrętu Anglików. Drake słusznie ogłosił wtedy koniec grabieży i popłynął dalej na zachód przez Pacyfik. Udało mu się uniknąć wszelkich niebezpieczeństw i powrócił do Plymouth 26 września 1580 roku. „Golden Hind” był drugim okrętem, który opłynął świat dookoła, a ponieważ Magellanowi zmarło się po drodze Drake mógł uznać się za pierwszego dowódcę okrętu, który opłynął ziemię. Dzięki temu stał się bohaterem narodowym i żądania ambasadora Hiszpanii rekompensaty za „grabieże popełnione przez tego nikczemnego korsarza” zostały zignorowane. Trudno się dziwić, Drake przywiózł do domu skarb o wartości przekraczającej 500 000 funtów (dziś było by to około 68 000 000 milionów funtów). Warto zaznaczyć, że jej wysokość królowa Elżbieta wspaniałomyślnie doceniając jego zasługi dla korony angielskiej podniosła go do rangi szlachcica (wartym uwagi jest fakt, że ceremonia miała miejsce nie na dworze, ale na okręcie Drake’a) i pozwoliła mu zachować dla siebie 10 000 funtów (tak, 10 000) i rozdysponować 8000 wśród jego załogi… Resztę dostali udziałowcy, którzy wsparli podróż Drake’a swoimi pieniędzmi (w tym królowa).
Kiedy Dreake umierał na dyzenterię (krwawą biegunkę) 28 stycznia 1596 podczas swojej ostatniej wyprawy do Indii Zachodnich miał już tytuł wiceadmirała, bogactwo szacunek swoich jak i przeciwników, oraz zaszczyt bycia największym żeglarzem swoich czasów.
P.S.
Na zakończenie dla ciekawskich na zakończenie dodam, że to on w 1586 sprowadził do Anglii pierwszy ładunek tytoniu i, że miał wielki udział w upowszechnieniu się w europie ziemniaków.
Na dziś to by było na tyle. Do soboty postaram się skrobnąć co nieco o Długim Benie i Sir Henrym Morganie.
[ Dodano: Sob Lis 04, 2006 5:13 pm ]