Na ratunek dużym drapieżnikom
Z pAmIÄTnIkA nIeGrZeCzNeGo AnIoĹkA
W lipcu polski oddział Światowego Funduszu na rzecz Przyrody (WWF) ogłosił program ratowania dużych drapieżników. Kampania edukacyjna ma objąć cały kraj i spowodować zmianę naszego nastawienia do wilków i niedźwiedzi. Już pierwsze społeczne badania pokazały, że te zwierzęta budzą w nas głównie lęk. Dlaczego?Mimo wieloletniej ochrony największych w Polsce drapieżców, ich populacja wcale nie wzrasta. Co więcej - w ciągu kilku lub kilkunastu lat może się drastycznie zmniejszyć. Według WWF, zagrożenie spowodowane jest ignorancją Polaków. Potwierdzają to wyniki sondażu przeprowadzonego na zlecenie Funduszu przez Instytut SMG/KRC. Co trzeci badany nie wie, że w Polsce żyją niedźwiedzie, co szósty nie ma pojęcia, że są tu wilki, a co drugi nigdy nie słyszał o rysiach.
- Niedźwiedzi i wilków zazdrości nam niemal cała Europa - zwraca uwagę Ireneusz Chojnacki, dyrektor WWF Polska. - Zamiast wykorzystywać potencjał, który daje obecność wielkich ssaków drapieżnych, traktujemy je jak wrogów, a co najmniej intruzów.
Stąd bierze się strach. Aż 42 proc. badanych przez SMG/KRC podejrzewa, że wilki stanowią zagrożenie dla ludzi, choć od drugiej wojny światowej nie zanotowano ani jednego ataku na człowieka. Ankietowani przyznają, że te drapieżniki budzą w nich nie tylko obawę, ale i przerażenie. Taki stosunek do wilków nie bierze się znikąd. Doniesienia medialne o zagryzaniu zwierząt gospodarskich pobudzają wyobraźnię i przedstawiają wilki jako krwiożercze bestie. Tymczasem szkody przez nie powodowane dotyczą niespełna 1 procenta owiec i krów.
Ale są też inne powody niechęci do wilków. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" prof. Henryk Okarma, szef Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie, stwierdza: - Boimy się tego, czego nie znamy. W naszej tradycji wilk był zawsze postrzegany fatalnie. Biedny Czerwony Kapturek, zły wilk. Ten strach jest dziś kompletnie irracjonalny. W ciągu swojej 25letniej kariery tylko dwukrotnie widziałem to zwierzę na wolności. Czasy, kiedy podczas ciężkiej zimy wilki potrafiły zjeść konia i woźnicę już minęły. Teraz przed ludźmi uciekają, choć oczywiście potencjalnie każdy drapieżnik może być groźny - ma przecież kły i pazury.
Rolników to nie przekonuje. Na dowód podają statystyki, według których tylko w Bieszczadach rokrocznie wilki zabijają około 500 owiec. - Zapominają, że większość pastwisk nie jest ogrodzona, więc owce są łatwym łupem - odpierają przyrodnicy i zachęcają do stosowania elektrycznych pastuchów oraz zakupu pasterskich psów.
W 2006 r. nakładem WWF Polska ukazała się broszura autorstwa dr. Wojciecha Śmietany z IOP PAN w Krakowie, w której opisuje, w jaki sposób szkolić owczarki podhalańskie, by skutecznie broniły stad przed wilczymi watahami. Książeczka trafiła w ręce hodowców, ale tylko nieliczni zdecydowali się w praktyce skorzystać z porad.
Jednym z nich jest Józef Iwanisik z Jureczkowej, który przez lata liczył straty w owczym stadzie i był już bliski rezygnacji z hodowli. Jeszcze w zeszłym roku wilki zabiły mu ponad 50 owiec, w tym - ani jednej. Jak to możliwe? Przecież żyjąca w pobliżu wataha nie przeniosła się gdzie indziej i nie zmieniło się jej zapotrzebowanie na pożywienie. - Ślady wilków widoczne są tuż za ogrodzeniem, ale wysoka siatka, elektryczny pastuch, no i moje owczarki stanowią barierę nie do przejścia - chwali się gospodarz.
Oczywiście, może się zdarzyć, że nawet przy takich zabezpieczeniach wilki sforsują zagrodę, lecz to zagrożenie zredukowane jest do minimum. Warto też pamiętać, że drapieżniki zostały zmuszone do poszukiwania ofiar poza lasem. Raport WWF zwraca uwagę, że wilki pozbawiono naturalnej bazy pokarmowej poprzez nadmierne odstrzały jeleni i saren. Takie stanowisko drażni leśników i myśliwych, którzy opierając się na corocznych inwentaryzacjach zwierzyny pokazują, iż populacja zwierzyny płowej w ostatnich latach nie tylko nie spadła, ale nawet się zwiększyła.
Tak czy owak konflikt na linii człowiek-wilk przybiera na sile, czego dowodem rosnące kłusownictwo. Dziś dla nikogo nie jest tajemnicą, że obecnie ginie więcej wilków niż pod koniec lat 80., kiedy legalnie na nie polowano. Wpadają w sidła i żelazne potrzaski, są trute i zabijane z broni palnej. - Nikt nie złapał jeszcze żadnego kłusownika na gorącym uczynku, dlatego czują się bezkarni - mówi Wojciech Śmietana, który od początku lat 90. bada bieszczadzkie wilki.
- To właśnie brak wiedzy na temat przyczyn sytuacji konfliktowych z dzikimi zwierzętarni sprawia, że sięgamy po ostateczne, nie adekwatne do sytuacji, rozwiązania - twierdzi Stefan Jakirniuk, kierownik projektu WWF "Duże drapieżniki w Polsce".
Jakimiuk dodaje, że tylko nieco mniej od wilków zagrożone są niedźwiedzie. Wydawałoby się, że to niemożliwe, skoro w przeciwieństwie do wilka miś był zawsze pozytywnym bohaterem (Uszatek, Puchatek). - I wciąż jest, ale nie zdajemy sobie sprawy, że powoli przyczyniamy się do redukcji polskiej części karpackiej populacji niedźwiedzia poprzez próby lekkomyślnych kontaktów z nimi i nieprzemyślane działania gospodarcze - podkreślają ekolodzy.
Na razie problem istnieje głównie w Tatrach, gdzie turyści wchodzą na terytoria niedźwiedzi, płoszą je czy wręcz dokarmiają. W ten sposób uczą niedźwiedzie szukać pożywienia w pobliżu człowieka. Tak oswojone zwierzę nie zawaha się, by zerwać turyście plecak, buszować w koszach na śmieci w pobliżu ludzkich osad, czy szukać jedzenia na parkingach. Takie sytuacje sporadycznie mają już miejsce także w Bieszczadach. - Nasze połoniny zamieniają się w sezonie w jeden wielki śmietnik - mówi anonimowo pracownik Bieszczadzkiego Parku Narodowego. - Miśki wychodzą z lasu i podjadają odpadki, a tym samym możliwość spotkania z dwunożną istotą znacznie wzrasta. Nie muszę dodawać, czym może się takie spotkanie skończyć.
Mimo że w BdPN obowiązuje zakaz zbierania borówek, okoliczni mieszkańcy i turyści nic sobie z tego nie robią. Na przykład do Berehów Górnych każdego lata przyjeżdżają setki zbieraczy, którzy na masową skalę penetrują borowiska. Niedźwiedzie muszą konkurować o pokarm z człowiekiem, a stąd tylko krok do tragedii. - Waga tych zwierząt dochodzi w Polsce do 300 kg, jeśli ktoś naruszy ich strefę bezpieczeństwa spotykając je na jagodach, potrafią być śmiertelnym zagrożeniem - przestrzega prof. Henryk Okarma.
Niedźwiedzie są krótkowidzami, ale mają wspaniały węch. - Ta cecha sprawia, że podążając za atrakcyjnym dla nich zapachem mogą łatwo znaleźć się w sytuacji konfliktowej z ludźmi, np. na obozowisku, gdzie żywność przechowywana jest w namiotach czy na zapleczu schroniska - uzupełnia doc. dr hab. Kajetan Perzanowski, szef Stacji Badawczej Fauny Karpat PAN w Ustrzykach Dolnych. - W kilkusettysięcznym rumuńskim Brasov do dziś notowane są wypadki spotkania nocą niedźwiedzi, które schodzą z okolicznych gór, aby pożywić się w przydomowych śmietnikach. W październiku 2006 roku rozwścieczony niedźwiedź pogryzł tam osiem osób, z czego dwie zmarły.
Do tak dramatycznych zdarzeń nigdy dotąd w Bieszczadach nie doszło, ale pod koniec lat 90. były przypadki poturbowania zbieraczy poroży, którzy wchodzili na terytoria niedźwiedzi. Mając na uwadze tamte historie, a także rosnącą presję człowieka na środowisko naturalne, leśnicy stawiają na obrzeżach ostoi niedźwiedzi tablice ostrzegawcze. Ostatnio WWF wydał poradnik "J ak pozwolić niedźwiedziom przeżyć w krainie turystów". Publikacja dostarcza informacji, w jaki sposób nie prowokować sytuacji konfliktowych i jak się zachować, jeśli już na swej drodze spotkamy ogromnego drapieżnika. - To początek szerszej akcji edukacyjnej, mającej zminimalizować coraz częściej możliwe kontakty dzikich zwierząt i ludzi - tłumaczą autorzy.
W Polsce niedźwiedź podlega ochronie od 1952 r. jednak areał tego gatunku na obszarze naszego kraju ograniczony jest zaledwie do wąskiej strefy wzdłuż łuku Karpat. Tuż po drugiej wojnie światowej liczebność tego drapieżnika w Polsce wynosiła zaledwie kilka osobników, a wyraźny wzrost nastąpił dopiero w latach 70. i 80. Od 1945 r. wydano tylko cztery zezwolenia na odstrzał osobników uznanych za wyjątkowo uciążliwe, jednak ubytki były większe. Powód: kłusownictwo. Jest ono bez porównania mniejsze niż na wilki, ale w przypadku niedźwiedzi utrata nawet dwóch, trzech rozmnażających się samic może doprowadzić do załamania się populacji.
Warto pamiętać, że samica rodzi młode (zazwyczaj l lub 2) po raz pierwszy dopiero w wieku 4-7 lat, a przeciętnie miot wypada co trzy lata. Przeżywalność małych misiów nie jest wysoka - zazwyczaj obserwuje się samice z jednym piastunem, czyli niedźwiadkiem w wieku 1-2 lat, pozostającym w tym okresie jeszcze z matką.
Innym zagrożeniem dla niedźwiedzi jest stale rosnący ruch turystyczny i rozwój gospodarczy. W świadomości społecznej nadal utrzymuje się obraz Bieszczadów dzikich i niedostępnych, ale w rzeczywistości to już tylko mit. Coraz liczniejsza sieć dróg, budownictwo jednorodzinne i baza rekreacyjno-hotelowa sięgają w głąb do niedawna dziewiczych terenów, a ssakom drapieżnym zaczyna brakować miejsca do życia.
- Wiele inwestycji przygotowywanych jest bez uwzględnienia elementarnych warunków zapewniających przetrwanie dużych ssaków drapieżnych na danym terenie - mówią przyrodnicy z WWF. - Dotyczy to głównie dróg, przy budowie których nie projektuje się przejść dla zwierząt, mimo że finansuje je Unia Europejska.
- Nowe, grodzone ciągi komunikacyjne przecinające Karpaty z północy na południe mogą doprowadzić do powstania całkowicie wyizolowanych grup niedźwiedzi, nie mających żadnych perspektyw na przetrwanie - alarmuje doc. dr hab. Kajetan Perzanowski. - To niebezpieczeństwo, dotyczące także innych zwierząt, staje się coraz bardziej realne. Niedawno na trasie z Ustrzyk Dolnych do Lutowisk pod kołami rozpędzonego auta wypał niedźwiedź. Na szczęście zderzenie nie było czołowe...
W programach ochronnych niedźwiedź brunatny często umieszczany jest w kategorii tzw. "umbrella species", a więc gatunku, którego zachowanie stanowi swego rodzaju parasolochronny dla całego zespołu przyrodniczego na danym terenie. Co to oznacza? - Jeśli w obrębie jakiegoś obszaru chronionego zachowane będą warunki odpowiednie do funkcjonowania populacji niedźwiedzia, to jest to gwarancja utrzymania tam warunków środowiskowych wysokiej jakości, umożliwiających byt szeregowi gatunków mogących przetrwać jedynie w naturalnym lub niewiele zmienionym środowisku - wyjaśnia doc. Perzanowski.
W Polsce żyje ok. 90 niedźwiedzi. To niewiele biorąc pod uwagę, że na przykład w Rumunii jest ich ponad 5 tysięcy (roczne pozyskanie ok. 300 sztuk), na Ukrainie około 1000 (częściowo chronione, dopuszczalny odstrzał kilku sztuk rocznie), a na Słowacji 700-800 (co roku kilkadziesiąt jest odstrzeliwanych. W maju br. tamtejsze ministerstwo środowiska zezwoliło na zabicie aż 400 osobników). Wilków mamy w całym kraju nie więcej niż 600, natomiast rysi 200.
- Duże ssaki drapieżne to nasz narodowy skarb, musimy je chronić za wszelką cenę, ale ochrona gatunkowa już nie wystarczy - twierdzi Ireneusz Chojnacki, dyrektor WWF Polska. A Stefan Jakimiuk dodaje: - Jeżeli nie zmienimy do nich podejścia, wkrótce dołączymy do grona krajów, w których takich zwierząt już nie ma. A przecież mądrze wykorzystana obecność wilków, niedźwiedzi i rysi mogłaby się stać atrakcją turystyczną na miarę białowieskich żubrów.
Co więc robić? - Zacząć od edukacji społeczeństwa, przekonać, że ludzie i drapieżniki mogą żyć obok siebie w zgodzie - tłumaczy Jakimiuk. - Na początek wraz z leśnikami policzymy gawry niedźwiedzi, spróbujemy zidentyfikować potencjalne miejsca do gawrowania i postaramy się odnowić dzikie sady, które stanowią dla miśków ważną bazę pokarmową.
Może nadejdą też lepsze czasy dla wilków, pod warunkiem, że hodowcy zechcą współpracować z naukowcami w kwestii zabezpieczenia owczych stad, a myśliwi będą odstrzeliwać mniej jeleni i saren. Trudno natomiast oczekiwać, że wilki przestaną padać ofiarą kłusowników. Nie ma co liczyć, że w ludzkiej populacji zabraknie osobników prymitywnych.
Gazeta Przyroda Polska, Nr 10 październik 2007, Krzysztof Potaczała