ďťż

(Artykuł) Sztuka rozmowy

Z pAmIęTnIkA nIeGrZeCzNeGo AnIołkA

Sztuka rozmowy

WARTOŚĆ ROZMOWY

Najbardziej owocnym i naturalnym ćwiczeniem umysłu jest - moim zdaniem rozmowa. Zabawa ta wydaje mi się milsza niż jakakolwiek inna czynność życia i to jest przyczyną, dla której, gdybym w tej chwili zmuszony był wybierać, raczej zgodziłbym się - jak mniemam - utracić wzrok niż słuch albo mową.

Uciekamy od nudy. Szukamy wrażeń. Wrażeń ładnych, wrażeń silnych, wrażeń nowych albo po prostu jakichkolwiek wrażeń zdolnych zapełnić nieznośną pustkę, gdy "nic się nie dzieje", gdy panuje milczenie i spokój. Tak nas urobił charakter współczesnego życia. Dziś kino, jutro kino, pojutrze kino, no i telewizja, radio, teatr, mecz, wszystko - byle nie cisza.
Kiedy jednak w tej pogoni za wrażeniami zatrzymujemy się na moment dla nabrania tchu, rodzi się refleksja, że odpoczynek, nawet szczelnie zapełniony mechanicznymi rozrywkami, nie daje zadowolenia. Jest on jak telewizor, który tym, co marzą, aby go posiadać, wydaje się "okienkiem na świat", a posiadaczom - "gumą do żucia dla oczu", diabelskim wynalazkiem, nad którym nie sposób zapanować, bo wypiera wszystko inne, bo pochłania, bo fizycznie i psychicznie przykuwa do siebie. Pogoń za jakimkolwiek wrażeniem staje się chorobą. Charakterystyczne jej symptomy - to umysłowe wyjałowienie, otępienie, rozdrażnienie i nuda, nuda, nuda.
Nie może być inaczej. Pełne zadowolenie można znaleźć tylko w pracy i rozrywce wymagającej aktywności.
Może dlatego wraca moda "rozmowy towarzyskiej", która jeszcze wczoraj zdawała się być rozrywką równie staroświecką, jak staroświeckim tańcem jest menuet. W rozmowie instynktownie szukamy uzupełnienia wrażeń zorganizowanych i zmechanizowanych. Rozmawiając pragniemy zająć wobec nich swoje stanowisko, odczuć przyjemność wynikającą z formułowania własnych myśli, wyrażania własnych uczuć, akcentowania własnego poglądu. Drzemie w nas ukryte przekonanie, że także rozmowa może dostarczyć przeżyć, że może być większą przygodą od oglądania nawet najmodniejszej filmowej sex-bomby.

Przyjemność

Ażeby zawsze nie myśleć o Forum, o sądach, o mównicy, o senacie, może być coś w chwilach wolnych milszego, starannemu wychowaniu właściwszego jak ożywiona żartami i od wszelkiego prostactwa daleka rozmowa? Tym jednym bowiem celujemy najwięcej nad zwierzętami, że możemy z sobą rozmawiać i myśli nasze słowy wyrażać.

Ożywienie odczuwamy jako przyjemność. Szukamy podniet, by się ożywić. Szukamy ludzi działających ożywiająco i unikamy tych, w których obecności stajemy się senni, drętwi, umysłowo i emocjonalnie tępi. Szukamy też ożywiających sytuacji, a więc m.in. ożywiających rozmów. Rzadko kiedy lektura, a nawet pisanie może tak podniecić jak rozmowa.
Oczywiście różne mogą być podniecenia. Bywa, że rozmowa kończy się burdą, ale bywa też - wiem o tym z własnego doświadczenia - że po jednej ciekawej rozmowie można napisać cały rozdział książki.
Rozmowa jak gdyby "ładuje" nas wewnętrznie i prowadzi do potrzeby wyładowania.
Rozmowa ożywia głowę i serce, zaostrza emocjonalną wrażliwość i umysłowy apetyt.
Obok skutków ożywiających rozmowa może mieć także właściwości ogrzewające. Chodzi po świecie tysiące i miliony ludzi psychicznie zmarzniętych, dlatego że nie umieją rozmawiać. Kwitnące wiśnie w sadach, sarny w lesie, głos kukułki, pełnia księżyca - zresztą, każde estetyczne doznanie, którym nie możemy lub nie umiemy się podzielić, pogłębia uczucie osamotnienia. Może dlatego rzadko się widzi, by ktoś sam szedł do kina, teatru lub muzeum.
Doskonaląc techniczne środki porozumiewania się, nic nie umiemy zrobić, by chłopiec lepiej rozumiał dziewczynę, ojciec - syna, lokator - współlokatora. Ten brak porozumienia jest przyczyną niejednego zerwania, niejednej wrogości, niejednej tragedii.
Myślałem, że wiesz, a ty nie wiedziałaś... To nieprawda, moja miła, że powiedziałaś mi za dużo. Moja wina i twoja wina leży w tym, że mówiliśmy sobie za mało!...
Śmieszne to na swój sposób i dziwaczne, że choć zdobyliśmy ogromną obyczajową swobodę rozmowy, to jednak wciąż jeszcze w naszych stosunkach panuje tyle bezsensownych przemilczeń, nieszczerości, niedopowiedzeń. Nawet ci "rozpasani" młodzieńcy i "wyuzdane" dziewczyny boją się słów. Oczywiście nie "grubych" słów, ale "cienkich", a także tych nieraz koniecznych słów pożyczonych z podręcznika fizjologii, które dla większego "efektu" zastępują wyłowionym z kanałów "mięsem". Trudno się dziwić, że nawet w miłości można zziębnąć, skoro krępujemy się zarówno słów poezji, jak i słów medycyny.

Całe życie

Spotyka się młodych ludzi, którzy jeszcze nie całkiem wyrośli z urazu przeciw formalnym rozmowom przy stole. Zbyt niedawno rodzice ciągnęli ich do znajomych, gdzie musieli się grzecznie zachowywać, podczas gdy dorośli gadali, gadali bez końca. Dziecko musiało cicho i spokojnie siedzieć, niczym świeżo wykąpany pudel z białą kokardą nieznośnie szeleszczącą mu nad uchem. Gdzie tu pobrykać, wytarzać się, pogonić za swoim ogonem lub spróbować sił na frędzlach dywanu! Ale dla starszych właśnie rozmowa może być okazją do swawoli, gonitwą za jakimś ogonem, tarmoszeniem jakichś frędzli, rozrywką dostępną dla każdego zawsze i wszędzie. Potencjalnymi partnerami rozmowy są dwa miliardy ludzi i rozmawiać będziemy do końca naszych dni.

Powodzenie

Poznać po mowie, Co kto ma w głowie! (Przysłowie)

"Jak cię widzą, tak cię piszą". To prawda, ale w jeszcze większym stopniu "piszą" ciebie według tego, jak cię słyszą. Sprawiać dobre wrażenie w rozmowie to bez porównania silniejszy życiowy atut, niż olśniewać suknią, fryzurą czy krawatem. W świecie "ustawia" cię sposób, w Jaki słuchasz, co inni mówią, i język, jakim się sam odzywasz - dobór słów, jasność wypowiedzi, celność uwag itp. Możliwe, że źle ciebie sądzą, ale jakże często, jeśli z miejsca nie zjednasz sobie sympatii, to już nie będziesz miał okazji pokazania,, że przedstawiasz sobą coś więcej. Cóż z tego, że naprawdę można cię poznać - jak zresztą każdego - obserwując twój styl pracy i współpracy, życia i współżycia, cóż z tego, kiedy ludzie zaczynają cię oceniać natychmiast, gdy otworzysz usta. Jeśli drażnisz bez powodu, jeśli mówisz za dużo, nie na temat, niegramatycznie i nieskładnie, to momentalnie przystawią ci stempel "gbur" albo "umysłowy niedojda". I na odwrót, Jeśli w tym, co mówisz, jest ład i roztropność, jeśli odzywasz się bystro i do rzeczy, akcje twoje idą w górę. Może najwięcej karier bierze swój początek (co prawda tylko początek) w ocenie człowieka na podstawie rozmowy. Pokaż mi, z kim rozmawiasz, pozwól, że posłucham, jak rozmawiasz, a powiem ci, jakie masz szansę...
Jednym z celów rozmowy jest zapewnienie sobie poparcia i zjednania sojuszników. Chcemy dać się poznać. A co z tego wychodzi? Opowiadano mi o młodym fizyku, który po gruntownym rozpracowaniu pewnego zagadnienia szukał kontaktu z dyrektorem instytutu prowadzącego badania w tej dziedzinie. Ułatwiono mu spotkanie. Młody człowiek zaczął je oświadczeniem: "Wiem coś niecoś o pana instytucie. Marnujecie tysiące godzin i miliony złotych..." Dyrektor odczuł te słowa jako osobisty atak i nowatorowi nie dał możliwości pracy.
Brak taktu w rozmowie wyrządza tyle samo szkód, ile korzyści przynosi wyrobienie i śmiałość.

Czynnik rozwoju

Charakter. Nieraz dopiero dzięki rozmowom uświadamiamy sobie, czym się bezwiednie stajemy, co uważamy za dobre lub złe, jakie są nasze cele i skale wartości. Ileż rzeczy można się o sobie dowiedzieć i to od samego siebie, pisząc list do przyjaciela! Obiektywna ocena własnej osobowości, jak również wysłuchanie uwag na jej temat ułatwia skorygowanie naszego postępowania i cech charakteru.
Wypowiadane zdania tworzą nas tak samo, jak my je tworzymy. Kto na przykład udaje cynika, ten powoli przesiąka cynizmem. Poza przenika powierzchnię udawania i zmienia kształt osobowości.
Charakter człowieka można określić jako sumę jego postaw, jego stosunek do obowiązku i zabawy, miłości i walki, złodziejstwa, choroby, nałogu itp. Gdyby ktoś szukał genezy postaw, to cofając się po śladach ich ewolucji, często odkryłby "tylko" parę słów...
Pod wpływem rozmów rozwija się styl myślenia, który poprzedza styl działania. Zaciekła nietolerancja wobec cudzych poglądów zaczyna się w rozmowie, a może się skończyć w ponurych aktach gwałtu.
Innymi słowy, o charakterze człowieka stanowi m. lin. zespół motywów, tych wewnętrznych sprężyn jego działania. A ileż razy właśnie dzięki rozmowie krzepnie decyzja podjęcia walki, kontynuowania pracy nad sobą albo urządzenia chuligańskiej wyprawy. Od siły motywacji, która tak często pochodzi z rozmów, zależy energia, z jaką dążymy do celów, a więc w dużym stopniu zależą nasze osiągnięcia. W rozmowie rodzą się i dojrzewają postanowienia, czasem dobre, czasem złe, postanowienia, które mogą przesądzić o wygranej lub przegranej całego życia.

Informacja i wiedza. Gdzie pójść po zebraniu? Dokąd wyjechać na wakacje? Jak postępować z Iksińskim? Jak inni przygotowują się do egzaminu? Czy jest u was jakaś posada do objęcia? Co obiecuj;e ta linia postępowania?
Odpowiedź na tysiące podobnych pytań znajdujemy w rozmowie. W zależności od niej decydujemy, co zrobić z wieczorem, z wakacjami, z życiem.
Rozwój umysłu, podobnie jak i kształcenie charakteru, zależy od motywacji. Setki i tysiące godzin poświęcamy książkom między innymi po to, by dorównać innym, by ich przewyższyć erudycją. Niejeden przestałby czytać naukowe pisma i chodzić do teatru na "problemowe sztuki", gdyby nie miał się z kim dzielić wrażeniami. Rozmowa nie tylko inspiruje twórców sztuki, ale także poważnie rozszerza krąg odbiorców kultury.
Powie ktoś, że taka kultura jest płytka i pretensjonalna? Być może. Jednym z dowodów żywotności kultury Jest właśnie to, że pretendują do niej nawet ci, którzy jej nie posiadają i nie czują jej potrzeby. Udają zachwyt muzyką poważną, udają oczytanie, udają delikatność, udają zaciekawienie filozofią. I nie śmiejmy się z tego udawania, bo nieraz prowadzi ono do prawdziwego znawstwa i rozbudzenia autentycznego zainteresowania. Kogo udajesz, takim się stajesz.
Niezależnie od drogi wiodącej do kultury przez królestwo snobizmu istnieje jeszcze inna. Ani entuzjazm, ani dobry smak nie jest bezpłatnym darem niebios. Przejęcie się sztuką i zapał do wiedzy udzielają się tak samo jak zapał do pracy, a więc między innymi dzięki osobistym kontaktom, dzięki rozmowom.
Korzystania z książek, słuchania muzyki, odkrywania sensu sztuki trzeba się nauczyć. Nauczyć się trzeba patrzeć na obraz, nawet na chmury i kwiaty. Nauka ta odbywa się najłatwiej i najprzyjemniej, gdy z kimś wzajemnie dzielimy się spostrzeżeniami i wzruszeniami.
Najwartościowsze rozmowy porównałbym do dobrej literatury. "Celem moim - pisał Conrad-Korzeniowski - jest, by czytelnik widział..." Wielki pisarz odznacza się nieprzeciętnie "ostrym" wzrokiem i słuchem: nie tylko patrzy, ale dostrzega, nie tylko słucha, ale słyszy. Dostrzegając i słysząc więcej od innych, nazywa rzeczy, pokazuje świat, aż my także zaczynamy widzieć życie w ostrzejszych konturach, w silniejszym nasyceniu barw. Iluż czytelników nauczył Staff wsłuchiwać się w jesienny deszcz, Weyssenhoff - patrzeć na las, Lew Tołstoj - rozumieć ludzi.
Otóż podobnie jak książka rozmowa może zaostrzyć słuch, może "otworzyć oczy" na piękno estetyczne i moralne, dopomóc w pojmowaniu znaczenia małych i wielkich wydarzeń, sensu własnych codziennych i odświętnych poczynań.

Pamięć. Co dzieje się dalej z wrażeniami i wiadomościami, które zaczerpnęliśmy z życia lub z książek i zapamiętali z łatwością lub z mozołem? Nie używane umiejętności rdzewieją jak porzucone na podwórku żelastwo, a wiadomości drzemią utajone gdzieś w splotach komórek nerwowych, by powoli, nigdy nie wyszedłszy na światło dzienne, ulec atrofii jakby z braku powietrza. Jeśli nie mają zmarnieć, musimy je czasem wyprowadzić na zewnątrz. Rozmowa jest dla naszych wiadomości właśnie tym zbawiennym spacerem.

Refleksja. Są ludzie, którzy potrafią myśleć jedynie wtedy, kiedy mówią albo piszą. Tylko chętny słuchacz albo cierpliwy papier pobudzają ich do skoordynowanej refleksji. Bez tej pomocy ich myśli pozostają mgliste, niesformułowane, nierozwinięte. Jeśli praca zawodowa lub skłonność do pióra nie narzuca im pisarskiej dyscypliny, to umiejętność rozmowy urasta do problemu: żyć albo nie żyć ich inteligencji.
Ale także ci, którzy pozostawieni sami sobie potrafią nie tylko marzyć, ale i myśleć, nawet oni wiedzą, że ubogie i leniwe są ich zadumy w porównaniu z bogactwem myśli tryskających pod wpływem otarcia się umysłu o inny pokrewny intelekt. Mając dobrego partnera rozmowy z rozkoszą odkrywamy w sobie nieprzeczuwalne nawet bogactwo myśli. Refleksja podtrzymuje rozmowę, ale w jeszcze większym stopniu rozmowa pobudza do refleksji. Pogawędki i dyskusje dają początek obiecującym liniom rozumowań, zapładniają umysł, który później w samotności wydaje owoce.
Ileż siły może dać krzepiące słowo pochwycone w odpowiednim momencie, ileż następstw może mieć myśl poczęta w rozmowie! Nie darmo ludzi celujących w sztuce rozmowy nazywa Boy "roznosicielami pyłków inteligencji", a John Stuart Mill przyznaje w Autobiografii, że napisanie wielu książek zawdzięcza rozmowom prowadzonym z kolegami systematycznie dwa razy w tygodniu.
Nie koniec na tym. W rozmowie ożywiają się wspomnienia, które przybierają postać ułatwiającą wyciągnięcie z nich esencji doświadczenia i sformułowania wskazówek na przyszłość. Jedno wspomnienie przywołuje drugie. Rozmowa o wspólnej nauce czy lekturze nasuwa myśl o wartości lub jałowości nabytej wiedzy. Obraz dawnej namiętności pozwala zamknąć ciężkie przeżycie w paru lekkich słowach, a opowiadanie o kłopotach i konfliktach w pracy - wyciągnąć wnioski o własnych i cudzych błędach, o charakterze kolegów, o perspektywie awansu itp.
Myśl jest nierozłącznie sprzęgnięta z językiem: bez słowa nie ma pojęcia, bez symbolu nie ma sylogizmu. Nauka mówienia i pisania jest zarazem nauką obserwacji i wnioskowania; ćwiczenie w wypowiadaniu się jest ćwiczeniem w rozumowaniu. Rozmowa jest więc naturalną gimnastyką myśli. Oczywiście nie wtedy, gdy polega na powtarzaniu ograniczonej ilości prawie nic nie znaczących zwrotów, ale wtedy, gdy wymaga pewnego wysiłku inteligencji.
Rozmowa, będąca szkołą spostrzegania i precyzyjnego wnioskowania, wzbogacając ramy naszych pojęć i sądów, jest bezcennym czynnikiem umysłowego rozwoju.

Kultura współżycia

Zamrożenie stosunków między ludźmi następuje wtedy, gdy przestają z sobą rozmawiać. Nawet w najbardziej cywilizowanym i kulturalnym człowieku łatwo dochodzi do prymitywnego skojarzenia: obcy równa się wrogowi! Niechęć względem osobnika, z którym nie umiemy nawiązać kontaktu, jest irracjonalnym, choć najbardziej naturalnym zjawiskiem. I tak samo naturalne jest wrażenie przyjaźni wobec tego, z kim łatwo dochodzi do porozumienia.
A teraz wspomnijmy klęski. Przypomnijmy sobie jałowe "towarzyskie spędy", które miały być rozrywką, a były półobowiązkową nudą. Przypomnijmy sobie tysiące zebrań, narad roboczych, posiedzeń i dyskusji, które miały zapobiec marnotrawstwu, a same okazały się najbardziej denerwującym marnotrawstwem czasu, zachłysnęły się bezpłodnymi sporami i gniewem albo ukołysały nas do snu odczytywaniem tasiemcowych protokołów i ględzeniem gadułów korzystających z tego, że nikt inny nie zabiera głosu. Kto za to odpowiada, kto jest winien? Wskazujemy na organizatorów, oskarżając ich o brak przygotowania przyjęcia lub zebrania, a oni broniąc się, wskazują na nieprzygotowanie obecnych. Obie strony mają rację, ale idąc dalej, szukając głębszych przyczyn nieudanych zebrań, odkryjemy, że u podstaw sztuki obradowania leży m. in. kultura rozmowy. Gdy ona niedomaga, wtedy chroma jest także sama forma wspólnego zastanawiania się i zespołowego myślenia. Przecież przed wystąpieniem w dużym gronie nabieramy "szlifu" i rozpędu w mniejszym:

Przede wszystkim przyszły mówca, któremu w największym zgromadzeniu i ognisku światła całej społeczności żyć wypada, niechaj przywyka już od dzieciństwa nie wzdragać się przed ludźmi. Pobudzać trzeba i podnosić myśl, która w odosobnieniu albo gnuśnieje i jakby w ciemni pokrywa się pleśnią, albo przeciwnie, puszy się pustym przeświadczeniem: nieuniknioną bowiem jest rzeczą, iż zbyt wiele przypisuje sobie ten, kto siebie z nikim nie porównuje. Stąd gdy trzeba wystawić swoje wiadomości, ślepnie w słońcu i o każdą rzecz nową się rozbija, samotnie bowiem uczył się tego, co należy czynić w gromadzie...

Rozmowę towarzyską możemy zatem traktować jako przygotowanie do dyskusji i narady, ćwiczenie w przedstawianiu własnych poglądów i wysłuchiwaniu cudzych. Jest ona szkołą kultury współżycia i zaprawą do demokratycznego stylu współdziałania. Wniosek poprzednich rozdziałów, że rozmowa rozwija naszą własną indywidualność, możemy więc uzupełnić równie ważnym spostrzeżeniem, że uczy ona szanowania cudzej indywidualności.

Kształtowanie opinii. Gdy mówimy o formowaniu się opinii społecznej, to realnie rzecz biorąc, mamy na myśli przede wszystkim proces zachodzący w rozmowach. W nich przecież konfrontujemy nasze sądy etyczne, narzucamy innym albo poddajemy rewizji nasze poglądy estetyczne, filozoficzne i społeczne, staramy się uzgodnić stanowiska wobec aktualnych wydarzeń zarówno rodzinnych, jak i międzynarodowych. Oprócz tego w każdym układzie toczy się walka między autokratycznym i demokratycznym stylem bycia i dlatego śmiało można powiedzieć, że w jakiejś mikroskopijnej skali każde towarzyskie spotkanie, każda wymiana myśli jest wydarzeniem kulturalnym i politycznym.

Potęga ziarna. A teraz proszę sobie wyobrazić szeroką przestrzeń. Widzimy na niej miliardy roślinek - miliardy rozmów, które ledwie parę razy zakołyszą się na wietrze, może zakwitną przelotnym uśmiechem, może zdążą wydać drobne nasienie, ale szybko, bardzo szybko z powrotem zapadną w macierzystą glebę. Wszakże nie wszystkie. Znajdą się między nimi takie, które potrafią się oprzeć zagładzie czasu, które żyć będą lata, dziesiątki lat, może setki, rozwiną się w krzaki bzu, w drzewa owocowe albo w królewskie dęby, udzielające schronienia, wyznaczające drogę, będące przedmiotem kultu niezliczonych pokoleń. A przecież nawet dęby były kiedyś ledwie źdźbłami i niewiele różniły się od trawy, z którą sąsiadowały. Prawie każde wielkie przedsięwzięcie było w zalążku zaledwie rozmową paru osób.
Inteligencja - powiadają - wyraża się m.in. w zdolności dostrzegania wielkości, gdy jeszcze jest malutka. Spójrzmy więc na rozmowę jako na doniosły akt dobierania się ludzi, którego następstwem może być wspólna akcja o nieobliczalnych następstwach zarówno w skali prywatnej, jak i publicznej, w dziedzinie społecznej, lub naukowej, artystycznej lub organizacyjnej, Z domów, kawiarń czy ogrodów, gdzie się tylko spotykano, wyszły prądy nowych myśli, "łańcuchowe reakcje" czynów, które przeobraziły świat.

TRUDNOŚCI I BŁĘDY

Celem naszym jest uczynić z rozmowy instrument harmonizujący współżycie, służący rozwojowi człowieka, usprawniający rozwiązywanie jego zawodowych i nie zawodowych, osobistych i nie osobistych problemów. Ale czy łatwość i wdzięk towarzyskiego obcowania nie jest darem, którego jedynym szafarzem jest sama natura? Rodzimy się z większymi lub niniejszymi zdolnościami, lecz tylko od nas zależy rozwinięcie ich lub zmarnowanie, tylko od nas, od naszej wiedzy i umiejętności jej wykorzystania. "Praktyka bez teorii jest ślepa, a teoria bez praktyki - bezpłodna!" Ten sam stosunek zachodzi między opartą na doświadczeniu radą a jej wykorzystaniem. Wprowadzenie w życie jakiejkolwiek wskazówki jest aktem woli. Rzadko kiedy łatwym, często trudnym. Wydawałoby się na przykład, że nic prostszego, jak nie przerywać komuś, kto mówi, a jednak nie zawsze przestrzegamy nawet tej elementarnej reguły dobrego wychowania. Każda praca nad sobą i swoim sposobem bycia wymaga przezwyciężenia starych nawyków i tworzenia nowych. Mało kto potrafi podołać temu przedsięwzięciu.
Teoretyczna znajomość techniki a umiejętność jej stosowania - to dwie różne rzeczy. Weźmy przykład ze sportu. W każdym podręczniku lekkiej atletyki znajdziemy szczegółowy opis rzutu oszczepem. Cała sztuka polega na prawidłowym uchwycie, dobrym rozbiegu, przegięciu i prowadzeniu ręki. By zrozumieć zasady rzutu, wystarczy dziesięć minut, ale na mistrzowskie ich opanowanie potrzeba całych lat ćwiczeń pod okiem doświadczonego trenera. Kto po jednorazowym przeczytaniu odnośnego rozdziału pójdzie na boisko i nie rzuci dalej niż 20 metrów, nie powinien mimo to powątpiewać o wartości zawartych w podręczniku wskazówek.
Mistrzowskie prowadzenie rozmowy wymaga techniki, (i nie tylko techniki) bez porównania bardziej skomplikowanej; niż właściwe prowadzenie oszczepu.
Inna rzecz, że nawet parę wskazówek trenera może z miejsca poprawić wyniki. Więcej, kto nie ma żadnego pojęcia o zasadach skoku o tyczce, ten zaczynając od półtora metra, osiągnie przy pomocy teoretycznych wskazówek dwa i pół metra szybciej i łatwiej niż ktoś, kto już skacze dwa i pół metra, a chce dojść do trzech. Poniższe wskazówki ułatwią nam podniesienie umiejętności rozmowy o odpowiednik owego pierwszego metra i umożliwią, jeżeli tylko wytrwamy, osiągnąć poziom "trzymetrowy".

Nieśmiałość

Wielki ciężar bierze na siebie, kto chce, żeby kiedy wszyscy milczą, jego jednego słuchano! Mnie się zdaje, że ci nawet, którzy najlepiej mówią i ktorzy najłatwiej i najozdobniej mówić mogą, jeżeli nie doznają pewnej bojaźni przystępując do muwienia, pewnego pomieszania zaczynając mowę, okazują śmiałość graniczącą prawie z bezwstydnością... Kto zaś nie doznaje najmniejszej bojaźnitego, nie tylko godnym nagany, ale i kary być, mniemam.

Zacznijmy od analizy trudności i błędów, które przeszkadzają, utrudniają lub wręcz uniemożliwiają prowadzenie rozmowy.
Przede wszystkim nieśmiałość. Ileż ona szkód wyrządza!
Oto dziewczyna, która nawet nie śmie podnieść oczu na podobającego się jej chłopca. Oto chłopiec, który nawet nie śmie do niej podejść. I cóż... Ona pada łupem czelnego łajdaka, a on znajdzie się w ramionach kociaka. Oto zdolny pracownik, który bez końca nosi się z pomysłem racjonalizatorskim i "jakoś się wstydzi" podejść do inżyniera. Gdy wreszcie przemówi, brakiem pewności siebie rzuci cień na swój projekt. Oto zdolny pisarz, który z powodu nieśmiałości oddala się od ludzi, odrywa od świata zewnętrznego, traci kontakt z rzeczywistością, zamyka się w sobie, dziwaczeje.
Oto student, który na temat omawiany na seminarium mógłby powiedzieć tyle samo co profesor, ale "język mu kołowacieje", myśli się gubią, a przekonywający argument, ciekawą informację, subtelny żart powie przyjacielowi, gdy już będzie po wszystkim.
Wydaje się, jakby przeznaczeniem człowieka nieśmiałego było sianie nieporozumienia. Jego żarty, brane poważnie, nasuwają podejrzenie zmniejszonej poczytalności. Gdy zdobędzie się na parę poważnych słów, zaskoczeni słuchacze dopatrują się w nich ironii. Gdy zamknięty w sobie milczy - poczytują to za dumę; gdy pojmą, że paraliżuje go nieśmiałość, postawią diagnozę, iż źródłem nieśmiałości jest pycha, jakby szczypta zarozumialstwa nie była wybornym na nieśmiałość lekarstwem, jakby najlepszą drogą do poprawy niewczesnej skromności nie było zyskanie poczucia własnej wartości.
Kto ma dobry słuch, ten usłyszy, jak za murem nieśmiałości bije serce gorętsze od innych i kryje się niezaspokojona potrzeba przyjaźni.
Nadto często najbliższe otoczenie dobija nieszczęśnika, pytając w najlepszej intencji: "Dlaczego się czerwienisz?", "Czy nie możesz mówić głośniej?", "Czy nie możesz opanować zdenerwowania?"
Chyba rzeczywiście "dla wahających się i nieśmiałych wszystko jest niemożliwe, bo wszystko niemożliwym się wydaje". Ale oto dobra wiadomość: Nieśmiałość jest uleczalna!

Pochwała nieśmiałości. Wszyscy, którzy coś sobą przedstawiają, są albo byli nieśmiali. Psychologowie powiadają, że nieśmiałość bywa potężnym bodźcem do intensywnej pracy nad sobą, że rozpala ambicję, podwyższa emocjonalny ładunek, zachęca do niestrudzonej pracy.
Ciekawe, że nieśmiałość prawie nigdy nie chodzi w parze z głupotą. Ta ostatnia kuzynuje raczej z otępieniem, podczas gdy źródłem nieśmiałości jest zazwyczaj duża wrażliwość.
Prawda, że niepokój sprawia niekorzystne wrażenie, ale z drugiej strony ma on właściwości umysłowo podniecające, a zatem twórcze. Nie mówię o bardzo wielkim niepokoju, który paraliżuje psychicznie i fizycznie, lecz o takim, który nakazuje lepsze przygotowanie, wyzwala dodatkowe zasoby energii. Iluż to aktorów, i to spośród najlepszych, przyznaje się do nieśmiałości i tremy! Niektórzy z nich twierdzą, że na parę minut przed każdym wyjściem na scenę mają ochotę rzucić teatr na zawsze. To samo przeżywają najznakomitsi mówcy. Pewien młody poseł przed swoją pierwszą mową zwierzył się Churchillowi, że czuje, jakby miał w żołądku ciężki kamień. - Jak duży? - spytał go Churchill. - Wielkości kurzego jajka - brzmiała odpowiedź. - A to ciekawe - uśmiechnął się Churchill - gdy mam przemawiać, czuję w żołądku identyczny kamień.
Największy mówca starożytnego Rzymu, Cyceron, również znał to uczucie:

Mnie się bardzo często zdarza (i to samo u was spostrzegam) blednąć, czuć wzruszenie umysłu i dreszcz po całym ciele, kiedy mowę zaczynam. Będąc jeszcze bardzo młodym tak się zaląkłem na samym wstępie obżałowania, że poczytałem to za największe dobrodziejstwo, że Kw. Maxymus natychmiast sędziów odprawił, skoro mnie przerażonego i zwątlonego bojaźnią zobaczył.

To nie przypadek, że wśród cierpiących na nieśmiałość znajdują się najwybitniejsi ludzie, choć może najbardziej interesujący są ci, którzy potrafili ją opanować. Drobne lęki nie krępują ich mchów, ale wie są również bezczelni. Łączą wdzięk delikatności z pasją charakterystyczną dla tych, których uczucia są z lekka przytłumione.

Diagnoza. Wszystko to słabą jest pociechą dla kogoś, kto na każdym kroku boryka się że swoją wstydliwością i czuje, że jeśli jej nie przezwycięży, spędzi całe życie wciśnięty w jakiś ciemny kąt.

Trwożliwa skromność - wada wprawdzie, lecz miła i niezmiernie łatwo dająca początek zaletom - liczy się do przeszkód i niejednemu już przyczyniła się do tego, iż dodatnie dane talentu i zdolności nabytych nie wystawione na światło... jakoby rdza strawiła w ukryciu.

Przed wypisaniem "recepty" sprecyzujmy "diagnozę".
Niezależnie od wpływu wrażliwości wielu lekarzy tłumaczy nieśmiałość urazami wyniesionymi z dzieciństwa. Lęki powstałe w dziecku nie lubianym i "przeszkadzającym" trwają w osobniku dorosłym pod, zmienioną postacią. Ułomność lub inna niepełnowartościowość rzeczywista lub urojona, może powstała na skutek pokrzykiwania matki czy ojca, daje w rezultacie człowieka "przestraszonego" na całe życie. Tak samo mogą oddziaływać wczesne porażki, czasem niewielkie, ale wyolbrzymione fantazją.
Skrajnie różnym źródłem nieśmiałości jest rozpieszczenie i wszechogarniająca opieka nad dzieckiem, która utrudnia rozwój jego samodzielności i hartu. Być może, iż rozpieszczenie bywa przyczyną nieustannego przejmowania się samym sobą. W przypadkach chorobowych tą ostatnia cecha powoduje często stany urojeń: pacjentowi wydaje się wówczas, że wszyscy go obserwują, czyhając na byle potknięcie, aby go wykpić. Faktem jest, że serce przestaje "tłuc jak szalone", gdy zamiast przejmować się tym, jakie sprawimy wrażenie, skupiamy uwagę na tym, co mamy powiedzieć. Trema daje się we znaki nie pod c z a s wystąpienia, ale przed nim. Niepokój paraliżujący mózg i język powstaje także wtedy, gdy człowiek znajduje się pod wpływem silnego wzruszenia. Przy wysokim emocjonalnym napięciu naturalne i swobodne zachowanie jest wręcz niemożliwe. Ludzi można podzielić na tych, którzy pod wpływem silnych wzruszeń wybuchają, i tych, których wzruszenia "chwytają za gardło". Nawet w tłumie wychodzącym z kina po dobrym filmie widać, że jedni są nienaturalnie ożywieni, a inni nienaturalnie milczący.
Wreszcie, nieśmiałość wynikać może z niepewności, z aktualnego konfliktu. Nie wiem, czy wypada, czy nie wypada, nie mogę się zdecydować, waham się, czuję, że zachowuję się jak kretyn, to powiększa moje skrępowanie, aż uciekam jak niepyszny, by przed zaśnięciem dręczyć się obawą, "co też o mnie pomyślą?"
W każdym z tych przypadków nieśmiałość pogłębia się, gdy nas przeraża; gdy wydaje się straszliwą przeszkodą. Lepiej zrobimy traktując ją raczej jako... ozdobę.

...Nie jestem przeciwny temu, iżby ten, kto ma przemawiać, powstawał z niepokojem, mienił się na twarzy i odczuwał powagę chwili; czego jeśli nie będzie, wypadnie nawet dać pozory; niech to jednak będzie zrozumienie sztuki, nie bojaźń, odczuwajmy wzruszenie, nie upadajmy...

Kuracja. Analiza źródeł nieśmiałości pozwala znaleźć sposoby na jej zwalczanie. Oto one: Nie rozmyślaj o tym, jakie sprawiasz wrażenie, koncentruj się raczej na samym zadaniu, przejmuj się raczej innymi niż sobą.
Nie staraj się za wszelką cenę ukrywać nieśmiałości, nie masz powodu się jej. wstydzić. Najlepiej przyznaj się do niej, obróć ją w żart.
Jeśli się boisz, bo w drugim pokoju skrzypi podłoga, natychmiast pójdź i zobacz, co się dzieje. Jeśli uginają ci się kolana na myśl, że masz z Nią zatańczyć, poproś Ją do tańca na najbliższej zabawie. Jasne, że najpierw musisz się przygotować, tj. nauczyć się tańczyć.
Jeśli w towarzystwie boisz się odezwać, dobrze sobie przygotuj na przykład parę krótkich anegdot i "wystrzel" je przy najbliższej sposobności.
X cierpiał ongiś na potężną tremę. Gdy miał zabrać głos na większym zebraniu, czuł, jak słowa więzną mu w gardle, a nogi odmawiają posłuszeństwa. Poradziłem mu, by regularnie uczęszczał na zebrania, zaczynając od mniej liczebnych, i żeby na każdym zabierał głos. Dziś uchodzi za wytrawnego mówcę. Co więcej! Opanowawszy tremę przed wystąpieniami publicznymi, "za jednym zachodem" poradził sobie również z nieśmiałością w stosunkach prywatnych. Powodzenia pokonają kompleks niższości, a więc i nieśmiałość. Bij się o nie, a będą twoim lekarstwem!

Papla i paplanina

Gaduły jeśli się tkniesz jednym słowem, natychmiast ze wszech stron odbrzmiewa. Można by powiedzieć, że u niego przewody słuchowe prowadzą nie do duszy, tylko do języka .(Plutarch - Moralia)

- Czy nie jestem zbyt gadatliwa? - spytała mnie pewna papla.
- Ale skądże! - odpowiedziałem. - Tyle tylko, że dzielisz się każdą myślą i każdym wrażeniem.
- Właśnie! - ucieszyła się. - Jak dobrze mnie rozumiesz. Wanda to fałszywa przyjaciółka. Zarzucała mi, że nikomu nie pozwalam dojść do słowa. A sama, gdy wejdzie do fryzjera...
Plotła, a ja snułem refleksje: Można znienawidzić człowieka, który nikomu nie pozwala dojść do słowa, który nie daje posłuchać ani szumu drzew, ani szemrania strumyka. Jest jakaś granica wytrzymałości, po przekroczeniu której słuchanie staje się udręką.

Jak tacy, co zmuszają innych pić dużo mocnego wina, które przecież zostało wynalezione dla przyjemności i budzenia miłego nastroju, doprowadzają ich nieraz do pijackich wybryków i przygnębienia - tak samo słowo, będące przecież najbliższą i najmilszą więzią między ludźmi, można uczynić nieznośnym i odpychającym nadużywając go lekkomyślnie. (Plutarch)

Gadatliwość to jedna z najgroźniejszych wad towarzyskich. Nawet najżyczliwsi unikają gaduły, który musi powiedzieć wszystko, co mu przyjdzie do głowy.

Pielęgnując chorego gorszy jest [on] od febry, jako towarzysz żeglugi gorszy od morskiej choroby, gdy chwali - bardziej nieznośny od przyganiającego. (Tamże)

Więc nie bądź jak ta szezebiotka narzekająca na przyjaciela: "Mogę wytrzymać z nim najwyżej godzinę. Właściwie już po trzech kwadransach przestaje mnie słuchać. A ja zawsze mam tyle do powiedzenia!" Odpowiem na to słowami Sofoklesa: "Dużo mówić, a dużo powiedzieć - to różnica". Rozmowa, która jest rozpaczliwą walką o zwrócenie na siebie uwagi ilością rzucanych słów, nieraz daje efekt przeciwny.

Przy innych chorobach duszy, jak chciwość, ambicja, lubieżność, można osiągnąć to, czego się pragnie, ale los gadułów jest najcięższy, bo pożądają słuchaczy, a nie mogą ich zdobyć, gdyż każdy ucieka od nich na łeb na szyję. (Plutarch)

Kto mówi dużo, ten już tym samym nie mówi dobrze i może liczyć tylko na jednego wiernego słuchacza - samego siebie.
"Dobro podwójnym jest dobrem, gdy go jest niewiele". Szacunek budzi człowiek, który ma dużo do powiedzenia, umie mówić, ale w słowach jest powściągliwy. Gdy zabiera głos, robi się cisza. Ceniona jest każda jego wypowiedź.
Widziałem test na badanie inteligencji polegający na możliwie najkrótszym streszczeniu przemówienia bez pominięcia istotnych myśli i ich powiązań. Mowa krótka i zwięzła, styl mocny, zwarty i treściwy rzeczywiście świadczy o umysłowej sprawności.
Najwięcej zużywa słów człowiek umysłowo nieporadny. Żartem można powiedzieć, że im więcej mówisz, tym mniej rozsądku przypada na każde twoje słowo. W gąszczu słów łatwo się zgubić i trudno odszukać błąd. Milcząc, nie kompromitujesz się jak ten, kto "nie rozumie ani co mówią, ani dlaczego i odpowiada tak samo" (Tamże). Gadatliwy sam na siebie nagada. Wyda tajemnicę nawet nie pytany. Zada nieraz ból trwalszy niż ból zadany nożem. Wyrządzi więcej szkód niż człowiek naprawdę złośliwy.
Co najczęściej otwieramy przez pomyłkę?... Nie znacie tej zagadki?... - Usta!
Ludowe przysłowie powiada jeszcze dosadniej: "Gęba zawiniła, w zadek biją". Rosyjskie porzekadło porównuje pyskaczy do beczek, które najgłośniej grzmią, gdy są puste, a ukraińskie przysłowie przestrzega: "Młyn miele - będzie mąka, język miele - bida będzie!" Plutarch natomiast opowiada, że:

...Anacharsis, zasnąwszy po uczcie u Solona, przykrył lewą ręką części płciowe, a prawą usta, mniemał bowiem, że silniejszego wędzidła potrzebuje język. (Plutarch)

Sztuka rozmowy polega m. in. na tym, by oprzeć się pokusie powiedzenia zarówno niewłaściwej rzeczy, jak i właściwej rzeczy w niewłaściwym czasie. Nie opanował języka ten, kto nie potrafi go unieruchomić.

Strzeżmy się, kiedy przy nas kogo innego pytają, uprzedzać go z odpowiedzią. Nie wypada, gdy proszony jest kto inny, odepchnąć go, a proponować swoje usługi, bo to wygląda, jakbyśmy zarzucali jednemu, że nie może dać tego, o co go proszą, a drugiemu, że nie wie, do kogo się zwracać... Obelżywa jest taka popędliwość i bezczelność, uprzedzający bowiem w odpowiedzi pytanego robi wrażenie, jakby mówił: "Czego od niego chcesz?" albo "Co on wie?", albo "Nie ma co pytać o to kogo innego, gdy ja tu jestem"... Przecież jeżeli zapytany pomyli się w odpowiedzi, słusznie nie mają mu tego za złe, ale jeśli ktoś sam się wyrwie i zabiera głos przed innymi, jest niesympatyczny, nawet gdy ma rację, a już o ile popełni błąd, staje się ogólnym pośmiewiskiem i uciechą. A wszakże często pytamy różne osoby, choć nie na ich zdaniu nam zależy, tylko chcąc wywołać rozmowę i przyjacielski nastrój. To tak, jakby ktoś rzucił się całować Osobę pragnącą czyjegoś innego pocałunku. (Tamże)

"Są dwa rodzaje mądrości: 1) dorzucić w odpowiedniej chwili błyskotliwy komentarz; 2) powstrzymać się w odpowiedniej chwili od błyskotliwego komentarza" (Szpilki).
Dużo powiedzieć w niewielu słowach - to rada dla wszystkich mówiących i piszących. To doskonały sposób na zrobienie w rozmowie wrażenia człowieka, który umie myśleć i działać.
Bo jaki masz cel? Czy jest nim wygadanie się? Nie? Chcesz, by innym było miło w twoim towarzystwie? W takim razie pozwól, niech oni mówią. Chcesz zrobić dobre wrażenie? Tym bardziej nie dopuszczaj do tego, by rozmowa stała się monologiem, tym bardziej nie pozwalaj sobie na "długodystansowe galopy". Zadawaj sobie pytanie: Czy to, co chcesz powiedzieć, zainteresuje lub zabawi, sprawi przyjemność lub przyniesie pożytek innym? Jeśli na to pytanie nie potrafisz odpowiedzieć twierdząco, to zamilcz. Gadanie pozostaw tym, którzy muszą brzęczeć z samej potrzeby brzęczenia.

Małomówność. Nie ma takiej dobrej rady, której nie można by obrócić na swoją zgubę. Przesadna małomówność może być prawie tak samo szkodliwa jak gadatliwość. Kto na przykład w ciągu pierwszych minut spotkania "wykłada na stół" wszystko, co ma do powiedzenia, po czym zapada w głuche milczenie, ten może być perłą wśród urzędników, ale nie będzie miłym towarzyszem zabawy.
Ptaki śpiewają tylko w czasie godów. Są i tacy ludzie. Ale zdarzają się również tacy, którzy uparcie milczą nawet w najmilszym dla siebie towarzystwie. Ponieważ niekiedy milczenie wynika z ociężałości umysłu, opinia bezmyślnego może łatwo przylgnąć do kogoś, kto nigdy się nie odzywa.
Wyjątkowo dobrze pamiętam dwie "lekcje" udzielone mi przez ojca, gdy zacząłem "chodzić na wizyty". Pewnego razu po wyjściu z jakiegoś domu ojciec zrobił mi wyrzut, że ani razu się nie odezwałem, że nic z siebie nie dałem, nic nie wniosłem, nie potrafiłem przełamać nieśmiałości czy znudzenia. Niedługo potem, gdy dałem "koncert rozmowności", usłyszałem nową "lekcję", że nie powinienem tak dużo mówić, że pozwoliłem się opanować próżności i nieokiełznanej potrzebie "pokazania się", że nie obserwowałem reakcji słuchaczy, że cały czas byłem zachwycony samym sobą. "Nie zjednałeś sobie dzisiaj przyjaźni - usłyszałem w konkluzji. - Od ludzi, którzy się przed nami popisują, stanowczo wolimy tych, którzy nam dają okazję do popisania się".
I tak źle, i tak niedobrze! - myślałem markotnie, ale od tego czasu usiłuję trzymać się złotego środka. Wiadomo, że znalezienie go nie jest łatwe, wymaga sporej, dozy inteligencji - pewnie dlatego na drodze wiodącej między skrajnościami nie spotyka się głupców.

żródło: http://asilo.of.pl
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Z pAmIęTnIkA nIeGrZeCzNeGo AnIołkA | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.