śródlądowa żegluga dawniej.
Z pAmIÄTnIkA nIeGrZeCzNeGo AnIoĹkA
W wieku XV wszystkie główne rzeki w Polsce tj. Wisła, Wieprz, Bug, Niemen, San, zostały przystosowane do transportu rzecznego. Przy nabrzeżach wybudowano spichlerze oraz wygodne przystanie, ponieważ jednym z głównych produktów ekspediowanych transportem rzecznym było zboże W największym wówczas porcie w Kazimierzu Dolnym powstało około 50 takich obiektów.Żegluga śródlądowa odgrywała w naszej historii ogromne znaczenie szczególnie przy spławie towarów takich jak drewno, ołów, smoła, wosk, miód czy potaż. W górę rzeki natomiast odbywał się transport z wyrobami rzemieślniczymi zamawianymi głównie przez szlachtę, oraz liczne produkty spożywcze (śledzie, sól, korzenie..)
Budowa statków rzecznych odbywała się w miastach portowych, co ciekawe te jednostki pływające były wykorzystywane zazwyczaj tylko w jedna stronę, po dotarciu do portu docelowego rozbierano je a pozyskane z nich drewno sprzedawano jako surowiec wtórny. Wyjątek stanowiły tu statki, którymi można było wrócić w górę rzeki, zazwyczaj wyposażone w żagiel, lub załogę wiosłową. Najczęściej wynajmowano je w porcie gdańskim, ponieważ koszt budowy oraz utrzymania był dość wysoki jak dla ówczesnych importerów i eksporterów.
Chyba najbardziej popularną i najprostszą jednostką była tratwa z bali oraz rodzaj łodzi kamięga.
Czas trwania spławu zajmował kilka tygodni w zależności od poziomu wody w rzekach. Powrót w gorę rzeki był znacznie dłuższy, bo zajmował prawie trzy miesiące.
Jak trudne to były rejsy i jak ciężka praca obrazuje poniższy opis, który przybliży trochę tamte dzieje.
Kupiec, czyli "frochciarz" z Nowego Korczyna przyszedł nas pożegnać na drogę, i częstował flisów obrzydliwą wódką, którą oryle zowią "odkładna". Nareszcie, w imię Boże, wychynęliśmy na modrą Wisełkę, niby kaczki dzikie w szuwarze, a przed nami, niby jenerał "majster" czyli retman w malutkiej łódeczce z jednego drewna wyciosanej.
Mój Boże dobry, ile ta rzeka spławiła majątku z Polski do morza, ile lasów, ile soli, popiołu, gipsu itp. Ile bogactw nią nie przepłynęło, póki kolei nie pobudowano, które zadały cios orylce!
Retman ma w łódce spory pęk prętów chrustowych z liśćmi, którymi znaczy drogę dla tratew. Gdzie woda dobra, to tam wbija, czyli ryje kół w piasek, który się zwie: "zielony", gdzie woda płytka czyli hak, tam kół ten złamie na wierzchu, a wtedy zwie się po prostu "załamany". Wisła począwszy od Opatowca, kręci się i wije niby wąż, toć trzeba się było dobrze krzątać, aby "nie uryć na ląda" czyli "nie wjechać na świnię". Aby tego uniknąć muszą niebożęta oryle pracować dobrze "drygawkami" a często przerzucać się forsownie od brzegu do brzegu, co się zowie "obalaniem" tratwy. Czynność ta daje się we znaki najbardziej tym, co są na calu tratwy, nic też dziwnego, że każdy się stara dostać na głowę, a cala unika. Ale to wszystko furda dla oryla, jedzie sobie tratwą po tafli wiślanej trzymając w ręku drygawkę, niby kanonier lont zapalony przy armacie, a choćby ta i uwadził o hak, to nic mu nie szkodzi. Owszem rad z tego, bo mu więcej czasu podróż zabierze i więcej grosza zarobi. A po to przyszedł tutaj. Tu szukali tego zarobku od wieków krocie polskich chłopów na swych własnych statkach, pokąd ich nie wzięto w większe poddaństwo, omal rzecby można w niewolę, a potem pański towar spławiając. Za czasów Władysława IV, podając liczbę oryli na Wiśle z samego Mazowsza i z Sandomierskiego na przeszło 4000 luda.
Gdy tratew wejdzie na piasek - na hak, czyli jak flis powiada, że: "powali", trzeba jak niepyszny rozbierać się, brać drążki, zwane "sprysami" i "tratfę" spychać. - Ta robota zowie się tutaj "weselem", a wódka , którą kupiec musi częstować flisów, jeśli "wesele" ma trwać niedługo, zowie się też "weselną".
źródło:Folwark szlachecki i chłopi w Polsce XVI wieku