Król komedii
Z pAmIÄTnIkA nIeGrZeCzNeGo AnIoĹkA
Odświeżyłem sobie po kilkunastu latach (w osiedlowej wypożyczalni video ten tytuł był oczywiście na półce "komedie" ). Mam wrażenie, że jest to jeden z bardziej niedocenianych filmów Scorsese.Rupert Pupkin (de Niro), niespełniony komik - amator próbuje nawiązać kontakt ze swoim guru, gwiazdą stand-up comedy, Jerrym Langfordem, by nakłonić go do przesłuchania taśmy ze swoim występem. Pupkin jest kompletnie nieprzemakalny, ignoruje wszelkie próby zbywania go, a słowa rzucone na odczepne bierze za dobrą monetę.
Warto parę słów poświęcić Jerremu Lewisowi grającemu Langforda. Jest znany raczej z ról komediowych, oraz jako poczciwy wujek Leo z Arizona Dream. Ale nie tu - tu jego spojrzenie dosłownie mrozi krew w żyłach, nie chcielibyście mieć do czynienia z tym gościem. Niesamowity kontrast pomiędzy jego (Langforda) osobowością sceniczną, a prawdziwym charakterem. Świetnie zagrane! Przypomina się pewien stary dowcip, w którym psycholog radzi pacjentowi cierpiącemu na depresję wybrać się na występ komika, który właśnie przyjechał do miasta. "Boki zrywać, na pewno się pan setnie ubawi!" - "To ja jestem tym komikiem" - wyznał pacjent...
Co dalej? Nie chcę spojlerować. Rupert, wyczerpawszy wszelkie sposoby na dostanie się do programu Jerrego, spróbuje bardziej radykalnych środków. Spoiler:
A w końcówce mamy zarówno wizjonerstwo, jak i zagadkę. Scorsese przewidział fenomen reality show - człowiek znikąd pojawia się na przysłowiowe pięć minut w TV i zostaje gwiazdą. Czy jednak faktycznie? Niejednokrotnie w czasie filmu widzimy fantazje Pupkina, czy aby sukces po wyjściu z więzienia nie jest jedną z nich? To podobnie zagadkowe zakończenie, co w "Taksówkarzu" - tam również happy end wydaje się raczej majakami umierającego Travisa.