ďťż

Bitwa pod Górami Ponarskimi (20.VI.1831)

Z pAmIęTnIkA nIeGrZeCzNeGo AnIołkA

Bitwa pod Górami Ponarskimi (20.VI.1831)

Wacław Tokarz, Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831 r., Warszawa 1993, s. 364-370:

3. Wahania Giełguda. Spóźniony marsz na Wilno
Po wyrzuceniu Sackena ze stanowiska pod Rajgrodem Giełgud mógł przez Grodno, gdzie znajdowały się bardzo znaczne magazyny amunicji i żywności armii Dybicza oraz stosunkowo słaby garnizon [Przyp. 18: 3 1/2 batalionu, 1 1/2 szwadronu, 8 dział, tj. do 2500 bagnetów i szabel.], maszerować od razu na Wilno, aby nie dopuścić do skoncentrowania w nim rozrzuconych na Litwie sił nieprzyjaciela, co z góry przecież można było przewidzieć. Trudno dziwić się jednak, że nie uczynił tego. Nie nawiązał jeszcze stosunków z powstańcami litewskimi, nie dowiedział się od nich o rozłożeniu sił nieprzyjaciela; krępowały go przede wszystkim dyrektywy, przywiezione przez Dembińskiego, nakazujące ruch w stronę Żmudzi i Połągi. Popełnił tu również ciężki błąd, nie pozostawiając pod Rajgrodem, w tym zwężeniu szyi augustowskiej, chociażby tylko partii Zaliwskiego. Teren pozwalał tu na poważne utrudnianie marszu sił rosyjskich, kawalerii zwłaszcza, na północ; Zaliwski, wzmocniony powstańcami augustowskimi, mógł tu z łatwością powstrzymać kawalerię Ołferjewa i pozwolić Giełgudowi na wyzyskanie znacznych środków tego województwa, które chciało i mogło sformować bardzo szybko do 4000 kawalerii. Bez tej osłony nie uzyskano od niego prawie niczego.

2 czerwca, za Mariampolem, Giełgud zetknął się wreszcie z delegatami powstania litewskiego. Niektórzy z nich, wiedząc o stanie sił rosyjskich w Wilnie i położeniu ogólnym nieprzyjaciela, doradzali mu gorąco, aby przez Olitę ruszył na Wilno i uprzedził przed nim Sackena. Podobno i sam Giełgud na odbytej naradzie wojennej popierał ich projekt. Przeważyło jednak zdanie Dembińskiego, aby iść na Żmudź. Na skutek tego Dembiński ruszył pod Kowno, a Giełgud 6 czerwca przeprawił się przez Niemen pod Giełgudyszkami. Wkrótce potem Dembiński i Giełgud mieli już w ręku raporty Chłapowskiego, zawierające dokładne dane o sile garnizonu rosyjskiego w Wilnie, znajdujących się tam zapasach oraz wezwanie, aby bez straty czasu ruszyć na to miasto, uprzedzając tam koncentrację sił nieprzyjacielskich. Mimo to na radzie wojennej 8 czerwca znowu przeważyło zdanie Dembińskiego, aby zająć stanowisko pomiędzy Kiejdanami, Janowem i Wiłkomierzem, tak aby przeciąć połączenie pomiędzy Żmudzią i Wilnem. Nie była to wprawdzie jeszcze decyzja ostateczna: spowodował ją wzgląd na to, aby znużonemu wojsku dać parę dni odpoczynku i przyłączyć do grupy znaczniejsze oddziały powstańców; powoływano się i na to, że w ciągu 24 godzin można będzie skoncentrować się w każdym z trzech punktów do działań [Przyp. 19: Decyzję tę pochwalił Chłapowski w swym raporcie z dnia 10 czerwca.]. Jest jednak faktem, że pod osłoną tej „pozycji odpornej” Szymanowski z 2 batalionami i 2 działami, przy pomocy 4000 powstańców żmudzkich miał iść zdobywać Połągę, okno do morza, Giełgud zaś organizować powstańców. Doktryner partyzantki, Dembiński zachwycał się terenem Żmudzi, jej lasami, bagnami i rzekami, twierdząc, że można tu będzie utrzymać się długo, zebrać armię 40-tysięczną i później dopiero ruszyć z nią na Wilno.

10 czerwca zjawił się w Kiejdanach Chłapowski, przeprawiwszy poprzednio – w myśl nowych rozkazów – cały swój oddział pod Janowem na prawy brzeg Wilii i rozłożywszy go w Żejmach. Jego ponowne wystąpienie z projektem opanowania Wilna, poparte informacjami o stanie garnizonu, o tym, że gubernator Chrapowicki wydał już dyspozycje ewentualnego opróżnienia miasta, a nawet zniszczenia zapasów arsenału, że ludność miasta okaże nam pomoc, wywarły bardzo silne wrażenie na Giełgudzie. Dembiński bronił zrazu swego stanowiska oświadczeniem, „jak jest ważne dla wpływu moralnego nie kusić się o rzeczy trudne do osiągnięcia”; w końcu jednak ustąpił. Zgodzono się na to, że Chłapowski przejdzie z powrotem Wilię, a Giełgud ruszy wkrótce po nim z całymi siłami, że natarcie na Wilno przeprowadzi się szybko od południowego zachodu. Do powzięcia tej decyzji przyczyniło się poważnie niezadowolenie niższych oficerów Giełguda z dotychczasowego sposobu prowadzenia działań.

W rzeczywistości jednak Giełgud zupełnie inaczej niż Chłapowski wyobrażał sobie tę akcję na Wilno. Już 11 czerwca pisał Dembińskiemu, „że postanowił, aby Wilno było zagrożone przez wojsko nasze”; sądził, że przez demonstrację Chłapowskiego ku Górom Ponarskim, a Dembińskiego przez Szyrwinty ku Niemenczynowi zmusi załogę Wilna do bezbojnego opuszczenia miasta; nalegał na Chłapowskiego, aby własnymi siłami natarł na stanowisko Gór Ponarskich; oglądał się wciąż na augustowskie i Żmudź i opóźniał ruch sił głównych, które w dodatku rozdrabniał. Dembiński podtrzymywał go w tym oporze.

Chłapowski, przygotowawszy przeprawę dla Giełguda, przeszedł od razu z powrotem Wilię i 14 czerwca stanął w Kowganach, a następnie w Rykontach; 15 [czerwca] podsunął się w stronę Wilna i zajął wieś Malowanka na trakcie kowieńskim, o 3 mile od Wilna; forsownym natarciem opanował później most na Wace o 2 mile od Wilna i utrzymał go do końca; nie chciał cofnąć się, „by nie okazać nieprzyjacielowi swej słabości”. Z miasta przybywali do niego codziennie emisariusze, przynosząc dokładne wiadomości zrazu o nastroju odwrotowym nieprzyjaciela i jego zarządzeniach, o przygotowaniach ludności do wzięcia udziału w walce, później o nadchodzących posiłkach i zmianie nastroju Rosjan. Chłapowski sam rozpoznał roboty nieprzyjaciela nad umocnieniem stanowiska Gór Ponarskich i stwierdził w końcu nadejście Kuruty [Przyp. 20: Korespondencja Chłapowskiego z Giełgudem i jego szefem sztabu pełna jest wtedy akcentów tragicznych. „Im prędzej uderzymy – pisał 12 [czerwca] – tym pewniejszy będzie skutek. Jeżeli zaś czas tracić się będzie, dzisiejsze nasze korzystne położenie stać się może bardzo krytyczne, bo nieprzyjaciel wzmacnia się wojskiem, które niewątpliwie teraz ściąga w pomoc załodze wileńskiej”. „Żądam, panie Generale – dodawał 14 [czerwca] – aby list mój niniejszy był zachowany, aby być wolnym od zarzutów sumienia, jakobym nie był na najważniejsze punkta naszej wyprawy zwracał w swym czasie uwagi. Pierwszy tu wstąpiwszy, dłużej miałem sposobność, a nawet obowiązek zastanawiania się nad tym i twierdzę, że jeśli nie zniesiemy garnizonu wileńskiego, klęska nas wkrótce czeka nieuchronna...”]. Wysyłał do Giełguda gońca za gońcem, a przez nich dowiadywał się tylko o tym, że w jego grupie panuje już zupełna anarchia, dowództwo nie może zdobyć się na żadną decyzję, a oficerowie niżsi zbierają podpisy na adres do Warszawy z żądaniem, aby Giełgudowi odebrano dowództwo. Giełgud 11 [czerwca] wyruszył z Kiejdan i stanął w Żejmach, a następnie w Janowie, gdzie zajął się organizacją rządu litewskiego. Tu w jego otoczeniu podniosły się znowu silne głosy przeciwko wyprawie na Wilno: była jej przeciwna większość starszyzny jego grupy, Dembiński i Roland przede wszystkim. Nieszczęsny Giełgud nie wiedział już, czego ma się trzymać i zwlekał.

14 czerwca jego szef sztabu płk Valentin d’Hautervie zawiadomił Chłapowskiego i Dembińskiego o tym, że siły główne wymaszerują na Wilno 15 [czerwca]; sam Giełgud dopisywał Chłapowskiemu, że złączy się z nim na pewno [dnia] 17; tymczasem 15 [czerwca], na skutek doniesień o marszu Kuruty na Wilno, cofnął wszystko i donosił, że „zbliży się ku Chłapowskiemu, ale z siłą tylko taką, aby mogła wspierać odwrót Pana Generała lub żeby dopomogła do prędkiego zajęcia Wilna”; Dembińskiemu zaś pisał szczerzej, „że ruch korpusu, który wczoraj nakazałem, został wstrzymany”.

Miało to ten skutek, że oficerowie niżsi coraz wyraźniej okazywali swe lekceważenie Giełgudowi, wysuwali na jego miejsce Chłapowskiego. Pod wpływem tego Giełgud stanął wreszcie 18 [czerwca] w Rykontach, zdecydowany bezwzględnie na bitwę. Poprzednio zdołał jednak tak rozrzucić swą grupę, że bitwa o Wilno stawała się prawie niemożliwa. Pozostawił dość silny garnizon w Kownie; Szymanowskiego wyprawił na Żmudź [Przyp. 21: 16 czerwca mały garnizon rosyjski odparł wszystkie ataki Szymanowskiego na Szawle i zmusił go do odwrotu]; Dembińskiego skierował poprzednio w 2500 ludzi z 4 działami w stronę Powidoków i Niemenczyna, aby przez demonstrację od północy [Przyp. 22: Sam Dembiński 17 [czerwca] uważał swoje stanowisko za „prawie żadne” i prosił, aby Giełgud, „jeżeli serio Wilno chce atakować”, ściągnął go do siebie jako rezerwę grupy.], spoza Wilii, odwrócić uwagę nieprzyjaciela od ataku głównego [Przyp. 23: Odrzucili go Rosjanie już 17 [czerwca] w stronę Mejszagoły]. Do działań pod Wilnem pozostało mu zatem najwyżej około 11 000 i 27 dział, w czym nie więcej nad 6000 regularnego wojska, a reszta – świeżo sformowanych oddziałów litewskich oraz partyzantów Zaliwskiego. W dodatku i amunicji miał już nie za wiele.

Tymczasem nieprzyjaciel na gwałt koncentrował się w Wilnie. Już przed 4 czerwca garnizon miasta doszedł do liczby 6000 bagnetów i szabel; obawiał się jednak wciąż powstania ludności, pozostawał pod przesadnym wrażeniem sił Giełguda i Chłapowskiego. „Zaczęto przygotowywać się do wyjścia z miasta i zniszczenia składów broni i amunicji”, pisał w przejętym przez nas liście oficer kwatermistrzostwa rosyjskiego. 4 czerwca nadszedł do Wilna gen. Sulima z 2 batalionami i 2 szwadronami [Przyp. 24: 2161 ludzi]; 9 [czerwca] – gen. Chiłkow z 3 kompaniami i 6 szwadronami [Przyp. 25: 596 ludzi]; 12 [czerwca] – Sacken, prowadząc 10 batalionów, 10 szwadronów i 26 dział [Przyp. 26: 7028 ludzi]. Już zatem 14 [czerwca] Rosjanie mieli tutaj 15 785 bagnetów i szabel i do 40 dział zaprzężonych; jednak walka z nimi była jeszcze możliwa, gdyby Giełgud stanął tu z całością swych sił, tj. w 12 000 wojska regularnego, 6000-8000 powstańców i 32 działa, zwłaszcza że część garnizonu musiałaby pozostać na straży miasta, a nastrój dowództwa, i oddziałów rosyjskich nie był najlepszy. Zwłoki Giełguda wykluczyłyby tę możliwość, a tymczasem wieczorem 14 [czerwca] do Wilna nadciągnęła kolumna gen. Ostroszczenki, licząca 2065 bagnetów i szabel i 8 dział. Mimo to jeszcze nieprzyjaciel nie czuł się dość pewny aż do nadejścia gen. Kuruty w 6000 bagnetów i szabel i 20 dział w dniu 16 [czerwca], które podniosło zgromadzone w mieście i pod nim siły do 24 000 bagnetów i szabel i 72 dział. „Jakeśmy dziwili się – pisze przytoczony powyżej oficer kwatermistrzostwa rosyjskiego – że ani 14, ani 15 [czerwca] nie byliśmy atakowani. Teraz Wilno było ocalone. Przez te dni zajmowano się ciągle umocnieniem pozycji na Ponarach, obsadzano wzgórza działami. Również i dywizja gwardii przyszła na czas, a pierwsza dywizja rezerwy Tołstoja zbliżała się. Gdyśmy więc 19 czerwca zostali zaatakowani, byliśmy pewni sił naszych. Nie ulega jednak wątpliwości, iż trzy dni przedtem nie bylibyśmy w stanie utrzymać Wilna; byłoby natychmiast wzięte, a my od dywizji gwardii odcięci”. Jeżeli więc kiedykolwiek powstańcy mieli sposobność zyskania przewagi na Litwie, to tylko wtenczas, gdyż nie da się zaprzeczyć, że wzięcie Wilna wywarłoby ogromny wpływ moralny, a następstwa jego byłyby nie do obliczenia.

4. Bitwa pod Wilnem (szkic nr 29)
W Rykontach Chłapowski oraz nowy szef sztabu grupy płk Valentin d’Hautervie odradzali gorąco Giełgudowi wydanie bitwy, wykazując, że spóźnienie działań wyklucza już nadzieję powodzenia. Ale stary Giełgud zaciął się. „Cofać się nie chcę” – odpowiedział na przedstawienia; wierzył, że jego stara piechota zdobędzie mimo wszystko umocnienia Gór Ponarskich. Istotnie, w jego grupie ustały naraz wszystkie rozterki; żołnierz chciał boju, a odwrót zdemoralizowałby go całkowicie. Wobec tego 19 [czerwca] ruszono trzema kolumnami ku Wilnu.

Bez względu na słabość sił polskich zwycięstwo ostateczne nie było wykluczone. Przemawiał za tym fakt, że nieprzyjaciel nie miał tu zdatniejszego wodza i nie okazywał większej pewności siebie. Najstarszy stopniem z generałów rosyjskich, Kuruta nie chciał objąć dowództwa i pozostawił je w ręku Sackena, który był wciąż pod wrażeniem klęski, poniesionej pod Rajgrodem. Charakterystycznym było i to, że Rosjanie, którzy zgromadzili tu 18 batalionów, 35 szwadronów i 58 dział, a więc przeszło 17 000 dobrego żołnierza i musieli mieć już jakieś wiadomości o siłach przeciwnika, nie wyszli na jego spotkanie, ale oczekiwali go na stanowisku, w postawie czysto obronnej. Cała ich postawa w tym dniu miała być zresztą dowodem, że przeceniali nasz rozmach i pełni byli obaw. Dowodziło to wymownie, jakie widoki powodzenia miałby Giełgud, nacierając na Wilno wcześniej.

Możność powodzenia nasuwał również teren walki oraz rozłożenie na nim sił nieprzyjaciela. W Górach Ponarskich, pod kapliczką, schodzą się trzy trakty, prowadzące od zachodu i południa tj. od Kowna, Trok i Grodna, do Wilna. Wzgórza panują całkowicie nad skrajem lasów, z których wychodzą te trakty, oraz niewielką równiną, pokrytą krzakami, u swego podnóża. Ich stoki zachodnie są stosunkowo łagodne; płaskowyż środkowy – bardzo szczupły, nie pozwalający na rozwinięcie większej ilości wojsk; stoki północny, od strony Wilii, oraz wschodni – bardzo strome, tak że złączone pod kapliczką trakty przechodzą nagle w głęboki parów, stanowiący jedyną drogę odwrotu do Wilna. W tych warunkach skrzydło prawe obrońcy, osłonięte stromymi stokami i zagięciem Wilii, jest bardzo mocne; centrum również mocne, choć bardzo szczupłe i z trudną, niebezpieczną drogą odwrotu; lewe skrzydło, które łatwo obejść od południa – słabe, Rosjanie umocnili to skrzydło szańcami i zasiekami; w centrum założyli dwie baterie, jedna nad drugą. Umocnienia ich były jednak doraźne i słabe; nasza artyleria pozycyjna niszczyła je w czasie bitwy z łatwością. Na trakt kowieński, nad Wakę, wysunęli 2 bataliony, 5 szwadronów i 4 działa, na trocki – 2 kompanie, na grodzieński – 3 szwadrony. Na szczycie wzgórz stanęło 8 batalionów, 5 szwadronów, 26 dział, które miały następnie przyjąć oddziały wysunięte. Na prawym skrzydle, w dole, nad Wilią, w dość znacznej odległości od wojsk pierwszego rzutu, stanął oddział Kuruty, tj. 4 bataliony, 14 szwadronów i 12 dział; w odwodzie poza centrum, w parowie, znacznie dalej w stronę Wilna, stał gen. Chiłkow w 4 bataliony, 14 szwadronów i 12 dział. Było to ugrupowanie całkowicie obronne, z którego trudno było przejść do natarcia, stosunkowo za szerokie i za głębokie. Pierwszy rzut, liczący do 6000-700 bagnetów, stał na szczycie góry ze stromym stokiem i w razie energicznego natarcia przeciwnika na jego centrum, w kierunku kapliczki, mógł łatwo być zepchnięty w dół, w parów; odwód Chiłkowa nie przydałby mu się w tym wypadku na nic, gdyż najprawdopodobniej zostałby wciągnięty od razu w rozsypkę; prawemu skrzydłu, tj. oddziałowi Kuruty, groziło wtedy odcięcie. Wystarczyło do tego związać skrzydła rosyjskie nową piechotą litewską oraz partyzantami Zaliwskiego, skupić całą starą piechotę i artylerię w centrum i jej ogniem przygotować sobie natarcie na kapliczkę. Zrozumiał to od razu Chłapowski, rozpoznawszy stanowisko nieprzyjaciela. Gorszym już wyjściem było skierowanie decydującego natarcia na mniej obronne lewe skrzydło Rosjan: zmuszało ich to wprawdzie do zmiany frontu i zagrażało odcięciem od Wilna; do tego jednak Polacy nie posiadali sił dostatecznych.

Na nieszczęście u Polaków nie dowodził nikt. Stary Giełgud stał mężnie pod kulami, jakby szukając śmierci, ale nie orientował się w położeniu i żadnych rozkazów nie wydawał; nikt też nie zważał już na niego, opuścił go nawet jego sztab. Chłapowskiego usunął w cień, wysyłając go parę razy na swe skrzydło prawe. Po spędzeniu wysuniętych oddziałów rosyjskich, które nie czekały nawet na rozwinięcie przeciwnika, piechota polska podeszła do skraju lasu i rozwinęła się bardzo szeroko jak na ogólny stan sił i czekające ją zadanie; osłabiło to od razu łączność taktyczną oraz możność zmasowania sił na decydującym punkcie. Tak samo Piętka – podobno z powodu trudności terenu – rozrzucił plutonami swą artylerię na całej przestrzeni frontu. Już od początku było widoczne, że bitwa nie będzie prowadzona celowo, nie doprowadzi do skoordynowania wysiłków, ale stanie się szeregiem starć samodzielnych, wynikłych bądź z rozkazów poddowódców, bądź nawet z odruchów żołnierza.

Natarcie rozpoczęto w centrum o godz. 9 [Przyp. 27: Chłapowski w swym raporcie do Skrzyneckiego mówi, że „Giełgud przeprowadził wtedy mocne rozpoznanie Gór Ponarskich”, a więc raczej demonstrację. Potwierdza to i list Giełguda do Dembińskiego z dnia 20 czerwca.]. Dwukrotnie dzielny 7 pułk piechoty szedł w kierunku kapliczki i dwukrotnie, nie wsparty należycie przez artylerię własną [Przyp. 28: Podług Giełguda Piętka miał w centrum zaledwie 4 działa przeciw 30 rosyjskim], cofał się z poważnymi stratami. W końcu zdziesiątkowane centrum nasze poczęło odsuwać się ku skrzydłu lewemu, aby uniknąć morderczego ognia centralnych baterii pozycyjnych rosyjskich. Przez to zerwano łączność ze skrzydłem prawym, na którym Zaliwski, po odparciu swoich ataków, musiał się cofać na własną rękę; w odwrocie rozbito mu i wzięto do niewoli batalion piechoty [Przyp. 29: W swym mocno fantastycznym raporcie do Skrzyneckiego z dnia 15 lipca Zaliwski mówi, że atakował na bagnety stanowiska rosyjskie i cofnął się dopiero po odwrocie Giełguda. Wtedy nieprzyjaciel atakował go, ale został odparty za pomocą przeciwnatarcia. Pościg rosyjski dopadł go dopiero przy przeprawie przez rzeczkę w Wace Murowanej i zadał mu pewne straty, Zaliwski cofnął się następnie do Trok, a stąd do Merecza. Rozbito go później pod Sokołdą]. Później gen. Roland poprowadził z lewego skrzydła 6 batalionów starej piechoty na prawe skrzydło rosyjskie. Jego bataliony wdarły się na wzgórza i poczęły schodzić w dół, ku Wilii. Tutaj dostały się w ogień frontowy piechoty i artylerii Kuruty, a z prawej flanki otrzymały silny ogień z centrum rosyjskiego. Poniosły duże straty i musiały wdrapywać się z powrotem na wzgórza i wycofywać w dużym nieładzie.

Po odparciu tego natarcia Giełgud zarządził odwrót ogólny. Piechota polska wycofywała się w bardzo dużym nieładzie i rozprzężeniu. Zdawało się, że nieprzyjaciel zejdzie teraz ze swoich stanowisk i przeprowadzi – przy pomocy 35 nietkniętych szwadronów kawalerii – pościg bezwzględny, którym przegraną Giełguda zamieni na klęskę. Podobno Kuruta nie dopuścił do pościgu; pewniejsze jest to, że nieprzyjaciel nie zdawał sobie sprawy z rozmiarów naszej przegranej. Ostatecznie przez pół godziny po rozpoczętym odwrocie Polaków nikt nie wyszedł ze stanowisk rosyjskich. Odwrót osłaniał gen. Chłapowski z trzema szwadronami 1 pułku ułanów, dwoma [szwadronami] jazdy kaliskiej oraz baterią konną Czetwertyńskiego i swymi strzelcami pieszymi. Nieprzyjaciel rzucił wreszcie przeciwko niemu pułk ułanów, ale tak niedołężnie, poszczególnymi dywizjonami, że 1 pułk ułanów rozbił je kolejno. Drugi pułk ułanów rosyjskich, mirogrodzki, poszedł do szarży ze zbyt dużej odległości, rozleciał się i z łatwością został odparty. Dopiero trzeci, orenburski, szarżował dobrze i zwarł się z 1 pułkiem ułanów. Walka trwała dość długo. „Nareszcie zręczność naszych, lepsze, krótsze i dobrze okute lance nasze wzięły górę”. W pościgu za rozbitym nieprzyjacielem ułani polscy wpadli na baterię konną rosyjską i poczęli kłuć kanonierów; dostali jednak ogień piechoty i cofnęli się ze stratami. Ich postawa powstrzymała jednak całkowicie dalszy pościg i uratowała Giełguda.

Straciwszy w tej bitwie przeszło 2000 ludzi w zabitych, rannych, rozproszonych i wziętych do niewoli, wystrzelawszy dużą część swej amunicji, zdemoralizowawszy swe wojsko, Giełgud znalazł się w położeniu, z którego nie znalazł już wyjścia.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 Z pAmIęTnIkA nIeGrZeCzNeGo AnIołkA | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.